nr 4 (2414), 5.I.2006


Nudny "Wozzeck" w Operze Narodowej



Nieciekawie zapowiada się noworoczna propozycja, którą miłośnikom sztuki zafundowała warszawska Opera Narodowa. "Wozzeck" austriackiego kompozytora Albana Berga, napisany do dramatu Georga Büchnera, wyreżyserowany przez Krzysztofa Warlikowskiego i pod batutą Jacka Kaspszyka razi wieloma błędami. Dziwi także fakt, że na deskach Opery Narodowej gości utwór, w którym roi się od wszelakich zachowań wynikających z niskich pobudek. "Wozzeck" to historia fryzjera wojskowego, który z zazdrości morduje swoją kochankę. Pełno w niej krwi, podejrzeń, zdrad i bardzo wątpliwego poziomu wątków damsko-męskich. Nie lepiej rzecz się ma, gdy spojrzeć na poziom artystyczny.


W dniu 21 czerwca 1821 r. Johann Christian Woyzeck z Lipska zamordował z zazdrości wdowę po chirurgu, niejaką Woost. Po dokonaniu mordu sprawca zbiegł, został jednak schwytany, po czym wytoczono mu proces. Ekspertyza lekarska nie stwierdziła u oskarżonego żadnych zaburzeń psychicznych. Sąd skazał go na karę śmierci. W roku 1824 wyrok wykonano. Proces Woyzecka odbił się głośnym echem zarówno wśród opinii publicznej, jak i lekarzy oraz psychologów. Tematem zainteresował się Georg Büchner. Ten student z Darmstadtu - oskarżony o współuczestnictwo w zdradzie stanu, wieczny buntownik o poglądach rewolucyjnych - napisał dramat pod tym samym tytułem. Rewolucyjność poglądów Büchnera była radykalna i realistyczna. Jednym z pierwszych dzieł jego autorstwa był "Goniec heski". Wydany drukiem nielegalnie i anonimowo w 1834 r., kolportowany wśród chłopów i mieszczan, uderzał wprost w podstawy ustroju społecznego ówczesnych Niemiec. Marksiści dostrzegą w tym wyraźną już zapowiedź słynnego "Manifestu komunistycznego" z roku 1848...

Premiera "Wozzecka" odbyła się w grudniu 1925 r. w Berlinie. Spektakl wywołał burzę protestów krytyków. "W muzyce Berga nie ma śladu melodii. Są tam tylko strzępy, szczątki, czkawki i rżenia" - pisał recenzent "Deutsche Zeitung". I trudno się z nim nie zgodzić. Twórca opery, jeden z prekursorów muzyki atonalnej Alban Berg, urodzony w średniozamożnej rodzinie mieszczańskiej, otrzymał typowe dla epoki domowe wykształcenie muzyczne. Komponować zaczął jako nastolatek, nie posiadając formalnej wiedzy kompozytorskiej. Po skończeniu - nie bez trudności - szkoły średniej w 1904 r. został przyjęty do grona studentów wiedeńskiego konserwatorium w klasie Arnolda Schoenberga, który w tym czasie rozpoczął eksperymenty z muzyką dodekafoniczną. W swej twórczości Berg wykorzystywał zasady atonalności i serializm, choć wiele z jego kompozycji to także muzyka tonalna lub mieszana, osadzona w estetyce późnego romantyzmu. W 1915 r. został powołany do służby wojskowej, z której zwolniono go rok później z powodu słabego zdrowia. Wojskowe przeżycia skłoniły go do skomponowania opery "Wozzeck". Schemat formalny utworu opiera się na formach symfoniczno-instrumentalnych (sonata, fuga, rondo, passacaglia, rapsodia, suita), co jest w dziejach opery zjawiskiem niespotykanym. Przygotowując libretto, Berg - za Büchnerem - zmienił zakończenie sztuki: pogrążony w szaleństwie Wozzeck po zabiciu Marii wchodzi do wody i topi się. Berg z dwudziestu sześciu scen sztuki, częściowo fragmentarycznych, sporządził zwartą całość złożoną z piętnastu scen z podziałem na trzy akty, każdy liczący po pięć scen. Budowa dramatu zyskała matematyczną wręcz proporcjonalność. Postacie mówią-śpiewają tekst Büchnera, oczywiście odpowiednio przez Berga zmodyfikowany, przystosowany do wymogów kompozycji muzycznej.

W warszawskiej inscenizacji rolę Wozzecka gra holenderski śpiewak Matteo de Monti. Mimo że jego rola wymaga tak śpiewania lirycznego, jak i dramatycznego, czyli poruszania się na granicy śpiewu i mowy, artysta nie tylko nie rzuca na kolana, ale i nie wzbudza jakichkolwiek emocji. Jego interpretacja jest płaska i nie ma w niej kolorytu. Także inni wykonawcy dopasowują się do ogółu. Rafał Bartmiński w roli Tamburmajora bardziej podkreśla swój tors niż głos, który podczas forte tonie w masie dźwiękowej orkiestry. Odtwórca Doktora Piotr Nowacki ciężkimi krokami przemierza scenę w tę i we w tę. Jego interpretacja może jest w jakiś sposób spójna, ale od tego kalibru artysty powinno się wymagać czegoś więcej. Jeśli chodzi o orkiestrę, to ta podczas swojego forte gra bardziej hałaśliwie niż brzmiąco. Ale nie ma się czemu dziwić, kiedy materiał jest świeży, a prowadzący orkiestrę Jacek Kaspszyk patrzy ciągle w partyturę, nie mogąc oddać się muzykowaniu. W orkiestrze moją uwagę zwróciła bardzo ciekawa i muzykalna gra werbla i wiolonczel. Ale trzeba przyznać, że na operę to za mało. Aby więc posłuchać świetnego perkusisty Opery Narodowej, warto byłoby usłyszeć w jego wykonaniu "Bolero" Ravela. Podczas spektaklu zauważyłem w wielu momentach spore zakłopotanie nie tylko wśród muzyków orkiestry, lecz także obsługi Opery Narodowej. Skoro więc na "Wozzecka" tak patrzą ludzie, którzy na co dzień obcują ze sztuką, dziwi fakt, że na deskach Teatru Wielkiego - Opery Narodowej wystawia się takie utwory. Ale to nie ich wina. Repertuar ustala przecież dyrekcja.


    strona główna     artykuły prasowe