NR 9 (530)   28.02.2006

Ostoja sztuki narodowej czy prywatny teatr eksperymentalny? W wypadku Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w Warszawie wybór jest niby oczywisty. Wiele jednak wskazuje, że wyboru już nie ma...



VIP Restaurant



Witold Dąbrowski, niedawny minister kultury w rządzie SLD, od paru lat nie jest już dyrektorem sceny narodowej. Jednak jego wpływ jest nie do przecenienia. Zdaniem wielu pracowników teatru, jak i obserwatorów polskiego życia artystycznego, to on rozpoczął proces anihilacji tej sceny. Próbuje go zahamować teatralna "Solidarność" sprzymierzona z innymi działającymi w Wielkim związkami zawodowymi. Szansę ich są jednak znikome.


Zniszczyć "Cepeliadę"

   26 stycznia br. minister kultury i dziedzictwa narodowego odwołał ze stanowiska dyrektora naczelnego Teatru Wielkiego - Opery Narodowej Sławomira Pietrasa. Tego samego, którego przed 11 laty wyrzucił z teatru Kazimierz Dejmek za brak zgody na połączenie Teatru Narodowego z Teatrem Wielkim.
Zwolnienie nastąpiło z naruszeniem art. 5 ust. l ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej z 25 października 1991 r., który nakazuje w takich wypadkach konsultacje z działającymi w danej instytucji związkami zawodowymi i stowarzyszeniami twórczymi. Opinia taka nie jest dla instytucji nadrzędnej wiążąca, ale należy ją uzyskać. W wypadku dyrektora Pietrasa nic takiego nie miało miejsca.
Obecnie obowiązki dyrektora naczelnego Teatru Wielkiego pełni 70-letni dyrygent Kazimierz Kord. To on 14 lipca, na 2 miesiące przed wyborami parlamentarnymi, zmienił - również bez konsultacji - statut sceny narodowej, zrównując kompetencje dyrektora naczelnego z dyrektorem artystycznym. Dyrektorem artystycznym Teatru Wielkiego - Opery Narodowej jest Mariusz Treliński, który - jak można to wyczytać z teatralnej strony internetowej - rzucił studia artystyczne w Poznaniu, aby reżyserować głównie sztuki o charakterze eksperymentalnym. Dyrektorem artystycznym mianowano Dariusza Sobkowskiego, byłego dyrektora naczelnego w Ministerstwie Kultury i Sztuki, bliskiego współpracownika b. ministra Dąbrowskiego. Dyrektorem ekonomicznym został Marek Szyjko, absolwent politologii i dziennikarstwa, w dalszym ciągu pracujący jako producent w teatrze Roma.
Nie wdając się w opiniowania działalności artystycznej Sławomira Pietrasa, nie sposób nie zauważyć, że za jego urzędowania w repertuarze Teatru Wielkiego były uwzględnione zarówno pozycje z klasyki narodowej, jak i światowej. Właśnie taki repertuar nowe kierownictwo nazwało "Cepeliadą" i rozpoczęło skuteczną z nimi walkę.
Od początku bieżącego sezonu z repertuaru skreślono te pozycje, na które bilety wyprzedano na długo przed spektaklami: Carmen, Nabucco, Grek Zorba... Zrezygnowano też z dwóch (jedynych) spektakli dla dzieci: Dziadka do orzechów i Pana Marimby.
Do końca sezonu Straszny Dwór będzie zagrany tylko dwa razy, Król Roger - raz, a Halkę w ogóle skreślono z repertuaru. Opera Narodowa została więc całkowicie pozbawiona dorobku narodowego. Jako wydarzenie artystyczne lansowano natomiast Woyzecka w reżyserii M. Trelińskiego - spektakl epatujący golizną i eksponowaniem wątku homoseksualnego.
- Sztuka eksperymentalna - mówi Sławomir Woźniak, I tancerz Teatru Wielkiego, przewodniczący Związku Artystów Baletu - też może znaleźć miejsce na scenie takiego teatru jak nasz, jednak nie kosztem i nie zamiast repertuaru klasycznego i narodowego, skoro dookoła jest tyle chaosu i nieszczęścia, w teatrze człowieka powinien odnaleźć spokój, nawiązanie do historii, odwołanie do piękna. Codzienność dostatecznie szokuje, teatr już nie musi.

Skromna gaża: pół miliona

W ubiegłych latach teatr utracił płynność finansową. Zalegano z płatnościami ZUS, a środki Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych były angażowane w bieżącą działalność.

W latach 2001-2005 związki zawodowe usiłowały zaalarmować sytuacją finansową sceny narodowej ówczesnych ministrów kultury oraz przewodniczących sejmowej i senackiej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Dopiero w lutym ubiegłego roku minister Dąbrowski zechciał zareagować. W resorcie przeprowadzono kontrolę, która zaowocowała wprowadzeniem programu oszczędnościowego. Oszczędności wprowadzono w sposób dość szczególny: teatrowi na rok 2005 zostały przyznane środki inwestycyjne w kwocie 6 mln zł; 3,7 mln zł z tej sumy zostały przekwalifikowane na środki obrotowe, co pozwoliło na spłacenie zaległości w ZUS.

W teatrze przeprowadzona też została kontrola NIK. Zdaniem Ewy Djaczenko, szefowej teatralnej "Solidarności", zalecenia pokontrolne, polegające na dostosowaniu poziomu wydatków do wysokości uzyskiwanych przychodów oraz ich rzetelne planowanie i rozliczanie, a także zaprzestanie finansowania działalności kulturalnej ze środków Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych oraz dokonanie zaległych wpłat na wyodrębnione konto tego Funduszu nie są realizowane.

To jednak nie przeszkadza w zaproszeniu niemieckiego reżysera Achima Freyera do realizacji Czarodziejskiego fletu Mozarta w warszawskim Teatrze Wielkim. Gaża gościa wyniesie 495 tyś. złotych. Na takie pieniądze tancerz czy śpiewak musiałby pracować 7-10 lat. Wysokość wynagrodzenia można tłumaczyć wielkością artysty. Niestety nie w tym wypadku.

- W Polsce mamy takich samych, jeśli nie lepszych reżyserów - mówi jeden z artystów teatru, prosząc o anonimowość - że wymienię choćby Grzesińskiego czy Prusa. Tu działa proste prawo układzików. Zaprasza się znajomków na zasadzie: ja dam zarobić tobie, ty dasz zarobić mnie. O nic więcej tu nie chodzi, a już na pewno nie o narodową scenę.

Emeryci - na pierwszy ogień

Nowe kierownictwo ogłosiło, że Wielki ma przejść z systemu stałych zespołów na system impresaryjny. Szefostwo związków zawodowych nie ma wątpliwości, co to będzie oznaczać. Pieniądze można zyskać w bardzo prosty sposób -rozwiązując stałe umowy o pracę, a w konsekwencji bez ograniczeń angażować znajomych do poszczególnych spektakli, wymuszać na bezrobotnych artystach kontrakty terminowe za zaniżone gaże.
Jedno jest pewne: zachwalany system impresaryjny doprowadzi do rozbicia zgranych, dobrych, znanych na świecie zespołów, tak baletowego, jak chóru. Żaden ze znanych na świecie teatrów narodowych nie angażuje ad hoc zespołów tanecznych czy śpiewaczych. Nawet ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia o tych sztukach, wie, że wysoki poziom osiągają te zespoły, które przez długi czas ćwiczą i pracują razem. W systemie impresaryjnym mogą pracować soliści i tylko oni.
Na razie na pierwszy ogień poszli emeryci. Tancerka w wieku 42 lat, tancerz w wieku 45 lat mogą zaprzestać pracy zawodowej, chociaż w wypadku takiego wyboru nie otrzymuje pełnego świadczenia aż do osiągnięcia obowiązującego dla wszystkich wieku. Śpiewak czy śpiewaczka mogą przejść na emeryturę po skończeniu 50 lat.
Do praktyki zespołów teatralnych należy zatrudnianie artystów, którzy osiągnęli wiek emerytalny. - Powód jest prosty - tłumaczy Maciej Molenda, artysta chóru - organizm organizmowi nierówny. Jeden po osiągnięciu wieku pracować nie jest w stanie, choćby tancerz z powodu kontuzji, drugi - wciąż jest w pełni sił. Nie można też nie doceniać doświadczenia tych starszych. Dzięki nim młodzi w naturalny sposób, już pracując, mogą uzupełnić wiedzę zdobytą w szkole czy na studiach.
Mogliby, ale nie będą. Dyrekcji specjalnie to nie martwi. Trudno zresztą dowiedzieć się, co ją martwi, a co dziwi. W sekretariacie dyrektora naczelnego telefon zamilkł po informacji, że o rozmowę prosi dziennikarz "Naszej Polski". Dyrektor artystyczny natomiast jest czasowo nieobecny.

Lepsza knajpa od teatru

Jeszcze w ubiegłym roku w prasie ukazały się informacje, że minister Dąbrowski spłacił zadłużenie teatru na dobry początek nowej dyrekcji. To nieprawda. Nowy dyrektor Teatru Wielkiego - Opery Narodowej, awansując w ministry, nic podobnego nie zrobił.
Za to w końcówce swojego urzędowania osobiście zbadał podziemia gmachu, w którym mieściły się magazyny. Na decyzję nie trzeba było długo czekać. Magazyny "zagęszczono", specjalnie nie przejmując się bezpieczeństwem nagromadzonych przez lata dekoracji, kostiumów i rekwizytów, a wygospodarowano pomieszczenia wynajęto Andrzejowi Domżałowi - restauratorowi z Łodzi. Remont lokalu trwa już dwa lata i skutecznie zakłóca pracę teatru. Jednak Wojewódzki Konserwator Zabytków bez problemu wydał zgodę na remont i przyszłe wykorzystanie lokalu.
Warszawski plac Teatralny otoczony jest kilkunastoma restauracjami dostosowanymi do różnych gustów i portfeli.
W pierwszych dnia września 1939 r. w podziemiach Teatru Narodowego schroniło się ponad 100 osób. W czasie bombardowań wszyscy zginęli pod gruzami. Sprawa ta musiała być znana dyrektorowi, a późniejszemu ministrowi Dąbrowskiemu. Na decyzję o wynajęciu podziemi teatru na restaurację wiedza ta nie miała wpływu. Domżał jest osobą w Łodzi znaną dość średnio. Jeżeli już - to z tego, że pod jego samochodem wybuchła bomba. Policja prowadzi w tej sprawie śledztwo.
Według dwóch niezależnych źródeł, do których dotarliśmy, a które chcą zachować anonimowość, Domżał jest po prostu figurantem, za którym ma się kryć nieformalna spółka trzech panów. Są to Kulczyk, Dąbrowski i Pietras.

* * *



- Na zwycięstwo PiS w ostatnich wyborach - mówią solidarnościowcy z Teatru Wielkiego - czekaliśmy jak na zbawienie. Wciąż mamy nadzieję, że minister kultury z naszego rządu nie przyklepie upadku sceny narodowej.
Oby nadzieja ta nie okazała się płonna.

* * *



Późnym wieczorem do dziennikarza "NP" dzwoni przewodnicząca teatralnej "S". - Proszę wybaczyć - mówi - to będzie okropnie emocjonalne, ale... Pracowałam do późna. Właśnie wychodzę z teatru. Na naszych deskach gościnnie występuje "Mazowsze". Publiczność robi owacje na stojąco. Pomyślałam sobie, że to może ostatni narodowy akcent na naszej scenie. Siedzę teraz w tym samochodzie... i... nie mogę powstrzymać łez.




    strona główna     artykuły prasowe