18 IV 2006 r.



Z rozmachem, ale bez pasji i sztuki



Dwa tygodnie koncertów przyniosło więcej rozczarowań niż rewelacji. Pustawe sale i artystyczne wpadki wystawiają festiwalowi złe świadectwo.


      Już po raz trzeci Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena organizowany przez Elżbietę Penderecką odbył się w Warszawie. W stosunku do poprzednich edycji tegoroczna była mało atrakcyjna dla melomanów. Mimo obniżenia cen biletów i sprzedaży tanich wejściówek, na żadnym koncercie nie udało się zgromadzić kompletu słuchaczy. Nie pomógł ani program, w którym znalazły się dzieła interesujące i lubiane (festiwal unika repertuarowego ryzyka), ani występy renomowanych solistów i zespołów.

X festiwal nie miał szczęścia z kilku powodów. Zabrakło pieniędzy na sfinansowanie dwóch najważniejszych punktów programu: koncertu „Jan Paweł II in memoriam” i wykonania „Pasji” Krzysztofa Pendereckiego. „Pasję” odwołano, a koncert papieski przejął urząd m.st. Warszawy. Choć nikt nie przyznał tego oficjalnie, koncert z udziałem Placido Domingo, który miał szanse stać się prawdziwym wydarzeniem muzycznym, odbył się za zamkniętymi drzwiami – na widowni zasiedli tylko zaproszeni przez urząd goście (w tym dwustu szczęśliwców, którzy spędzili noc przed TW w oczekiwaniu na wejściówki). Wizerunkowi festiwalu nie pomogło też przesunięcie inauguracji o dwa dni i inne zmiany w programie.

Gwiazdy i zapchajdziury

Imprezie nie można odmówić rozmachu. Ponad dwadzieścia koncertów, kilkuset wykonawców, w tym znakomite zespoły jak: I Sonatori de la Gioiosa Marca, St. Petersburg Philharmonic i Orquesta Sinfónica de Madrid. Po raz kolejny zawitali też przyjaciele festiwalu: Barry Douglas, Christoph Eschenbach, Rudolf Buchbinder, John Axelrod.

Oprócz nich przez Filharmonię, Teatr Wielki i Zamek Królewski przewinęło się sporo artystów, których występy były tylko zapchajdziurami. Nieraz okazywało się, że młody laureat jakiegoś konkursu prócz sprawnej techniki nie ma słuchaczowi nic do zaoferowania. Wśród licznych koncertów o poprawnie skonstruowanym programie i takim samym wykonaniu, tylko gdzie niegdzie udało się złowić błysk prawdziwego artyzmu.

Bach na cztery

Zawiodły przede wszystkim żelazne punkty programu w zapowiedziach urastające od rangi wydarzeń festiwalu. Tak było z koncertowym wykonaniem opery „Fidelio” pod batutą Antoniego Wita, nie najlepiej wypadła także VIII Symfonia Es-dur Mahlera poprowadzona przez Jacka Kaspszyka.

Ciekawie zapowiadający się wieczór złożony z koncertów Bacha na jeden, dwa, trzy i cztery fortepiany także trudno zaliczyć do rewelacji – tylko jeden z pianistów Robert Levin okazał się prawdziwym interpretatorem muzyki Jana Sebastiana. Pozostali grali bez wyczucia stylu i głębi. Także większość zaproszonych solistów wokalistów rozczarowywała zarówno walorami głosowymi, jak i interpretacją. Na tym tle wspaniale błysnęły nasze śpiewaczki: Jadwiga Rappe, Urszula Kryger i Aleksandra Kurzak.

Drugi tydzień festiwalu częściowo zatarł przykre wrażenie z początku. Rozpoczynający go maraton fortepianowy, złożony z wszystkich koncertów Beethovena na ten instrument, był nie tylko ciekawostką, ale w wielu momentach dotknięciem prawdziwej sztuki. Rudolfowi Buchbinderowi, prowadzącemu od fortepianu Sinfoniettę Cracovię udało się mimo oczywistego zmęczenia (po pięciu koncertach jednego dnia) zaprezentować własną, ciekawą interpretację. Podobnie było podczas koncertów kameralnych z jego udziałem.

Również spotkanie z Vivaldim w wykonaniu I Sonatori de la Gioiosa Marca można zaliczyć do udanych. Niewątpliwym wydarzeniem był wieczór rosyjski z orkiestrą St. Petersburg Philharmonic pod dyrekcją Jurija Temirkanowa i z Natalią Gutman, a ukoronowaniem festiwalu stał się pierwszy gościnny występ w Polsce orkiestry Sinfónica de Madrid. Po mistrzowsku poprowadził ją Jesús López-Cobos z równą finezją interpretując fragmenty z oper Wagnera, jak i Mszę C-dur Beethovena. Świetnie zaprezentował się też chór Teatru Wielkiego.

Czas na reorganizację

Przed następnym festiwalem, który odbędzie się pod hasłem „Beethoven – muzyka i literatura” organizatorzy muszą pomyśleć, jak przyciągnąć słuchaczy. Drugi problem to zbytnie rozbudowanie festiwalu – z tegorocznego dwutygodniowego z powodzeniem można by wycisnąć tydzień świetnych koncertów zamiast przeglądu prezentacji nie zawsze cieszących ucho.

Katarzyna K. Gardzina




    strona główna     artykuły prasowe