NR 36 (557)   5.09.2006


Opera czy teatr?



Na operze zna się każdy!


   Od momentu mianowania Janusza Pietkiewicza dyrektorem naczelnym Teatru Wielkiego Opery Narodowej trwa dyskusja na temat kształtu tej instytucji. Jedni mówią sensownie, drudzy plotą androny. Głos zabrała także Janina Paradowska (a jakże!), wypowiadając tyle niedorzeczności, że aż trudno uwierzyć w jej intelektualną sprawność, którą tak wysoko obnosi.

Na falach radia Michnika, jedynie słusznego, oświadczyła, że Pietkiewicz uzależnił utrzymanie stanowiska dyrektora artystycznego opery przez Mariusza Trelińskiego od okazania przez niego dyplomu muzyka lub muzykologa. Paradowska, broniąc Trelińskiego przed utratą stanowiska, zagroziła w imieniu wspomnianego, że ten, jeśli stanowiska nie zachowa, wyemigruje z Polski, pozbywając nas obcowania z wielkim talentem reżyserskim. Redaktor Paradowska - jak widać - z faktu bywania na premierach, co potwierdzam, stała się operowym ekspertem. Skoro tak jest, co salon uznaje a priori, muszę przyznać, że ma niejakie braki w wiedzy operowej.

Opera w sensie dzieła artystycznego jest nazwą utworu muzycznego, w którym muzyka współdziała z akcją dramatyczną. Taką definicję podaje większość encyklopedii fachowych. Wybitny, nieżyjący już, muzykolog polski prof. Józef Chomiński w opasłym tomie poświęconym operze i dramatowi muzycznemu, rozszerzając powyższą definicję, napisał:
Utwory dramatyczno-muzyczne reprezentują sztukę audiowizualną. Przeznaczone do jednoczesnego słuchania i oglądania, są dziełami syntetycznymi, w których współdziałają z sobą różne rodzaje sztuki: muzyka, poezja, plastyka, często nawet taniec. Stronę dźwiękowo-audytywną tworzą głosy aktorów, śpiewaków, brzmienie orkiestry i inne efekty akustyczne. Strona wizualna obejmuje aparycję aktorów i urządzenia sceniczne, a więc: dekoracje, kostiumy, maszyny, światła. Współdziałając ze środkami scenicznymi, rozmywa się akcja dramatyczna. Decydujące dla niej znaczenie posiada gra aktorów-śpiewaków, będąca sztuką dysponowania głosem, ruchem, gestem, mimiką.

Z powyższego wynika, że opera jest gatunkiem syntetycznym, której bazę stanowi muzyka. Stąd twórcami oper są kompozytorzy, (np. Monteverdi, Gluck, Mozart, Rossini, Moniuszko, Verdi, Wagner, Szymanowski, Penderecki), nie zaś literaci (np. Szekspir, Molier, Fredro, Sienkiewicz, Miłosz). Zgadzam się więc z Januszem Pietkiewiczem, który pragnie z Teatru Wielkiego zrobić prawdziwą operę, gdzie dominować będzie bel canto (piękny śpiew), brzmiący chór i wspaniała gra orkiestry, a nie teatr z pisuarami i golasami biegającymi po scenie markującymi tzw. momenty. Owszem, bywają przedstawienia operowe z przewagą warstwy inscenizacyjno-teatralnej, ale na festiwalach, gdzie liczy się zwrócenie uwagi lub wywołanie sensacji u publiczności i krytyki.

W okresach świetności największych oper świata (Metropolitan Opera, Covent Garden, La Scala itd.), ich artystyczną potęgę tworzyli nie reżyserzy, a dyrygenci. Dość wymienić tu Toscaniniego, Bonynge'a, Boehma, Soltiego, a w Polsce Młynarskiego, Bierdiajewa, Górzyńskiego, Wodiczkę. To oni wyszukiwali wspaniałe głosy śpiewaków i tworzyli spektakle na najwyższym poziomie. Reżyserzy, nawet najsławniejsi, byli podporządkowani dyrygentom służąc dziełu muzycznemu.

W Polsce hierarchia twórców spektakli operowych została odwrócona. O kształcie artystycznym dzieła operowego decydował reżyser dramatyczny lub filmowy, mający na swych usługach dyrygenta i śpiewaków. To nieporozumienie!

Nie twierdzę, że p. Treliński nie może reżyserować oper, ale musi to robić w zgodzie z warstwą muzyczną, a nie przeciw niej. Argumenty wysuwane przez zwolenników teatru w operze, jakoby uzdolnionych śpiewaków w Polsce nie było, a sprowadzanie gwiazd światowych zbyt kosztowne, są nieprawdziwe, ponieważ pięknych głosów nie brakuje, a honoraria diw operowych pochłoną o wiele mniej środków niż idące w setki tysięcy złotych inscenizacyjne pomysły służące często kilku przedstawieniom.

Chcąc obniżyć koszty premier, wspomniane sławne teatry operowe bazują na śpiewakach i dyrygentach, warstwę teatralną traktując umownie niezbędnymi rekwizytami.

Opera nie jest teatrem dramatycznym z muzyką w tle ani polem nieczytelnych, wyimaginowanych eksperymentów wizualnych.
Pietkiewicz ma szansę zbudowania dobrej opery, ale pod warunkiem, że sprawy artystyczne odda w fachowe ręce.



Jan Witkowski


    strona główna     artykuły prasowe