N A S Z A
  13.03.2007P O L S K A
i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Straszny "Straszny Dwór"


   Słowa takie jak "Teatr Wielki" czy "Opera Narodowa" brzmią bardzo wzniośle, a zarazem zobowiązująco. Wzniośle dlatego, że wskazują na instytucję o olbrzymim znaczeniu dla kultury, zobowiązująco dlatego, że stanowią wyzwanie dla twórców, aby swój talent i pracę umiejętnie łączyli z odpowiedzialnością za dziedzictwo kultury, zwłaszcza kultury narodowej. Wyjątkowe miejsce zajmuje tu teatr, a zwłaszcza opera. Skupia bowiem w sobie wiele różnych dziedzin sztuki. Jest tu i obraz, i słowo, i muzyka, a wszystko przepływa przez człowieka, który sam staje się znakiem i w którym w sposób żywy obecna jest przeszłość i teraźniejszość, myśl i uczucie, mowa i pieśń. Teatr to wielka rzecz. Goethe, oddając kiedyś cześć Szekspirowi, nie wahał się powiedzieć: - Pierwsza strona jego dzieła, którą przeczytałem, uczyniła mnie na całe życie jego niewolnikiem, a kiedy doszedłem do końca pierwszej sztuki, poczułem się jak ślepy od urodzenia, któremu ręka czyniąca cuda nagle podarowała wzrok ("O dramacie", Warszawa 1989, s. 627).

Grecy byli twórcami teatru. To oni z pewnych religijnych obrzędów wyprowadzili nową dziedzinę sztuki, dla której skonstruowali specjalne pomieszczenie, nazwane również teatrem, gdzie z jednej strony zasiadali widzowie, a z drugiej pojawiali się aktorzy. Płynęły słowa. A musiały być niezwykłe, jeśli widownia przeżywała katharsis - przedziwne oczyszczenie ducha i zmysłów, uczuć i myśli, dzięki odzyskaniu ładu, tej jakże cennej harmonii, o którą człowiekowi najtrudniej.

Teatr w kulturze zachodniej przechodził zmienne koleje losu, były różne mody, a nawet różne ideologie. Aż nastały czasy współczesne, dla teatru najtrudniejsze. Pod pozorem hasła "sztuka dla sztuki", teatr stał się miejscem, w którym jak w soczewce skupia się chaos współczesnej cywilizacji zachodniej. Chaos to nie tylko brak porządku, to również destrukcja, brzydota, na granicy psychopatii czy schizofrenii. Wiele współczesnych sztuk teatralnych jest wyrazem takiej właśnie postawy, jakże obcej duchowo teatrowi w sensie klasycznym, jakże odległym od potrzeb normalnego człowieka.

Pół biedy, jeśli w grę wchodzą sztuki współczesne. Ale co zrobić, gdy ofiarą eksperymentów, niszczących ideę dzieła, staje się klasyka? Dla ludzi o pewnej wrażliwości i wyrobieniu artystycznym, chodzenie do teatru to wielkie wydarzenie. Cóż może być piękniejszego niż słowo żywe, wyraziste, pełne, znaczące, gdy wypowiada je człowiek stosownie ubrany, panujący nad głosem, gestami i wyrazem twarzy? Tylko gdzie taki teatr dziś jeszcze znaleźć? Oto jest pytanie. Bo już tytuły sztuk mówią same za siebie. Na Teatrze Powszechnym w Warszawie wielka reklama informuje, że teraz grana jest sztuka pt. "Gruba świnia". Musi to być bardzo zajmujące.

Ale za to w Operze Narodowej Teatru Wielkiego można pójść od czasu do czasu na klasykę. Do niej należy "Straszny dwór" Stanisława Moniuszki. Okazuje się, że i tego arcydzieła nie ominęła ciężka ręka reżysera. Dla wielu pokoleń opera ta, stworzona w czasach zaborów, była swego rodzaju oazą piękna, czystości i polskości. Bo czyż może być coś piękniejszego niż dwór polski budowany na zasadach sięgających jeszcze sztuki greckiej, gdzie panował ład i harmonia? Ten dwór, w którym na świat przychodzili najwięksi z naszych rodaków: Jan Kochanowski, Adam Mickiewicz, Fryderyk Chopin, Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski i tylu innych. Tam na ganku, między kolumnami, albo w salonach i salonikach zbierano się razem, by bawić się rozmową, słuchać opowieści rycerzy, żołnierzy i powstańców, zachwycać się muzyką, pieśnią i tańcem. Dwór polski był mikroświatem, nieodłącznie związanym z naszymi dziejami. I takim był zawsze "Straszny dwór".

Ale reżyser miał inną wizję. Polski dwór zobaczył takim, jakim ukazywała go propaganda komunistyczna, a więc jako niewiele różniący się od karczmy, gdzie panują karczemne obyczaje, gdzie stroje są wyrazem, gdzie króluje harmider, bałagan i plastyczny brud. Tak pokazuje arcydzieło naszej opery jakiś epigon PRL-u, widać wychowany mentalnie na antypolskiej propagandzie. Powstaje jednak zasadnicze pytanie: dlaczego takie straszydło, wykoślawiające obraz naszej tradycji wystawia się na deskach Opery Narodowej i to w IV Rzeczypospolitej? Teatr Wielki ma być miejscem, gdzie obcuje się z dziełami stanowiącymi prawdziwe dziedzictwo naszej kultury, a nie z pseudosztuką będącą jego zaprzeczeniem, a wręcz jego potwarzą.

Nie można lekceważyć teatru ani opery. To nie jest zabawka, tu formuje się człowieka, wprowadza do kultury słowa, gestu, smaku, otwiera przed nim historię, szuka sensu i etosu. Takim jest prawdziwy teatr. I takim powinien pozostać.



Piotr Jaroszyński


    strona główna     artykuły prasowe