21 III 2007


i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Szczęście Księcia z zachodnim stemplem


Przysłowie mówi, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Potwierdza się to na przykładzie wielu karier naszych śpiewaków. W tym Piotra Beczały.

     Pochodzący z Czechowic-Dziedzic Piotr Beczała wyjechał z Polski zaraz po studiach wokalnych w Katowicach. W kraju, gdzie wszystkie sceny operowe narzekają na brak głosów tenorowych, nie poznano się na jego talencie. Postanowił więc spróbować sił za granicą, dalej uczył się, dostał angaż najpierw w Landestheater w Linzu, a potem w operze w Zurychu. Wziął udział w kilku nagraniach w repertuarze mozartowskim i nagle zaczęły się otwierać przed nim drzwi kolejnych teatrów. Zachodni recenzenci chwalą jego piękny miękki glos o aksamitnej barwie, kulturę śpiewu, muzykalność i prezencję sceniczną.

Dziś czterdziestoletni Beczała ma za sobą świetnie przyjęte debiuty na tak legendarnych scenach, jak La Scala, Covent Garden i Metropolitan Opera oraz w wielu innych europejskich operach. Stale poszerza repertuar sceniczny i koncertowy przeznaczony dla głosu lirycznego. Głośnym echem w świecie odbiły się jego występy w partii Leńskiego w "Eugeniuszu Onieginie", Don Ottavia w "Don Giovannim" w Zurychu i Salzburgu, Fausta w operze Gounoda w Londynie oraz Księcia Mantui w La Scali i Metropolitan. W tę właśnie postać - uwodzicielskiego księcia w "Rigoletcie" Giuseppe Verdiego - śpiewak wcieli się dziś i w piątek na scenie Opery Narodowej.

Rok temu na tej samej scenie wystąpił w partii tenorowej w "Messa da Requiem" Verdiego pod batutą Placida Dominga.



Katarzyna K. Gardzina


    strona główna     artykuły prasowe