nr 60, 12 III 2007


i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Żałosny król i chaos w kanale


Powrót do "Nabucca" w Teatrze Wielkim znów wykazał dotkliwy brak dyrygenta z prawdziwego zdarzenia, który zebrałby w całość machinę zwaną operą.

     Pierwsze wielkie dzieło Giuseppe Verdiego, które przyniosło mu olbrzymią popularność dzięki swej politycznej aktualności, dziś jest operowym samograjem. To wspaniałe chóry z tym najsławniejszym "Va pensiero", sceny zespołowe i arie, dramatyczna akcja, wielkie postaci. Muzyka, choć czasem traktowana z lekceważeniem jako "katarynkowa", obfituje w piękne melodie, wpadające w ucho fragmenty nuci się bezwiednie po wyjściu z teatru. Cóż jednak z tego, że warszawskiej scenie po niewielkiej przerwie przywrócono to dzieło w ponadczasowej inscenizacji Marka Weiss-Grzesińskiego, skoro spektakl rozłazi się w szwach od strony muzycznej?

Kierownik muzyczny przedstawienia Andrzej Straszyński dwoił się i troił w kanale orkiestrowym, ale jego wysiłki i ekspresyjna gestykulacja nie na wiele się zdały. Chór mijał się z orkiestrą, orkiestra z solistami, w dwóch scenach zespołowych śpiewacy z widocznym przerażeniem usiłowali dogonić galopujący akompaniament.

Obsada głównych partii pozostawiała wiele do życzenia. "Nabucco" to opera o królu babilońskim, tak dumnym, że mieni się bogiem i za to spotyka go boska kara. Andrij Szkurhan takiej postaci nie stworzył. Miejscami komiczny, miejscami żałosny śpiewał wprawdzie rzetelnie, ale to za mało, by zaistnieć w tej partii. Nie sprzyjały temu ani niezbyt silny matowy glos, ani pretensjonalne aktorstwo. Elena Baramova jako Abigail nie dysponuje dość rozległą skalą i w dolnym rejestrze jej głos staje się skrzekliwy. Szczęście, że po początkowych problemach z głosem rozśpiewał się Aleksander Teliga i całkiem nieźle poradził sobie z partią Zachariasza. W tej sytuacji na bohaterów przedstawienia awansowali wykonawcy pomniejszych ról - obdarzony ładnym w barwie tenorem Vasyl Grocholski (Ismael) i jak zawsze trzymająca poziom Agnieszka Rehlis (Fenena). To jednak za mało, by owo wznowienie na pierwszej polskiej scenie operowej nazwać udanym. Żałosny król i chaos w kanale "Nabucco" w reż. Marka Weiss-Grzesińskiego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Katarzyna K. Gardzina w Życiu Warszawy. «Powrót do "Nabucca" w Teatrze Wielkim znów wykazał dotkliwy brak dyrygenta z prawdziwego zdarzenia, który zebrałby w całość machinę zwaną operą. Pierwsze wielkie dzieło Giuseppe Verdiego, które przyniosło mu olbrzymią popularność dzięki swej politycznej aktualności, dziś jest operowym samograjem. To wspaniałe chóry z tym najsławniejszym "Va pensiero", sceny zespołowe i arie, dramatyczna akcja, wielkie postaci. Muzyka, choć czasem traktowana z lekceważeniem jako "katarynkowa", obfituje w piękne melodie, wpadające w ucho fragmenty nuci się bezwiednie po wyjściu z teatru. Cóż jednak z tego, że warszawskiej scenie po niewielkiej przerwie przywrócono to dzieło w ponadczasowej inscenizacji Marka Weiss-Grzesińskiego, skoro spektakl rozłazi się w szwach od strony muzycznej? Kierownik muzyczny przedstawienia Andrzej Straszyński dwoił się i troił w kanale orkiestrowym, ale jego wysiłki i ekspresyjna gestykulacja nie na wiele się zdały. Chór mijał się z orkiestrą, orkiestra z solistami, w dwóch scenach zespołowych śpiewacy z widocznym przerażeniem usiłowali dogonić galopujący akompaniament. Obsada głównych partii pozostawiała wiele do życzenia. "Nabucco" to opera o królu babilońskim, tak dumnym, że mieni się bogiem i za to spotyka go boska kara. Andrij Szkurhan takiej postaci nie stworzył. Miejscami komiczny, miejscami żałosny śpiewał wprawdzie rzetelnie, ale to za mało, by zaistnieć w tej partii. Nie sprzyjały temu ani niezbyt silny matowy głos, ani pretensjonalne aktorstwo. Elena Baramova jako Abigail nie dysponuje dość rozległą skalą i w dolnym rejestrze jej głos staje się skrzekliwy. Szczęście, że po początkowych problemach z głosem rozśpiewał się Aleksander Teliga i całkiem nieźle poradził sobie z partią Zachariasza. W tej sytuacji na bohaterów przedstawienia awansowali wykonawcy pomniejszych ról - obdarzony ładnym w barwie tenorem Vasyl Grocholski (Ismael) i jak zawsze trzymająca poziom Agnieszka Rehlis (Fenena). To jednak za mało, by owo wznowienie na pierwszej polskiej scenie operowej nazwać udanym.



Katarzyna K. Gardzina


    strona główna     artykuły prasowe