27-04-2008


i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Życie przemija, drzewa zostają


Swą VIII symfonią zaprzeczył etykietkom, które przypisano muzyce Krzysztofa Pendereckiego w ostatnich latach

    Jak niemal wszystkie liczące się w jego dorobku utwory, VIII symfonia powstała na zamówienie – by uświetnić otwarcie nowej sali filharmonicznej w Luksemburgu. Tam też została po raz pierwszy wykonana w czerwcu 2005 roku. Ale jednocześnie jest to utwór osobisty, rodzaj zwierzenia, na jakie Krzysztof Penderecki rzadko sobie przez wszystkie lata pozwalał. Nową symfonię poświęcił swej wielkiej botanicznej pasji i sam wybrał wiersze wybitnych poetów niemieckich.

– Duża część mojej twórczości wyrasta z ducha muzyki niemieckiej, co w dużej mierze wynika z podstaw nabytych podczas studiów i zgłębiania dzieł klasyków – wyjaśnia kompozytor. – Do tego dochodzą lata spędzone w krajach niemieckojęzycznych. Poza tym niemiecki należy do języków, mających idealne rozmieszczenie spółgłosek i samogłosek, co sprawia, że tekst śpiewany jest klarowny i dociera do słuchaczy.

Choć wszystkie teksty VIII symfonii są poświęcone przyrodzie, porom roku i drzewom oczywiście, to jednak układa się z nich smutna refleksja o przemijaniu. Chwila zadumy dojrzałego człowieka, który patrząc ciągle na inne swe dzieło — olbrzymi ogród w Lusławicach – musi dostrzegać zmiany, jakich czas dokonuje w nim, ale także i w życiu tego, który owe drzewa zasadził.

– Przemijanie to temat wieku dojrzałego, gdy człowiek robi rachunek sumienia, podsumowuje to, co działo się w jego życiu – opowiada kompozytor. – Początkowo zamierzałem napisać cykl pieśni o drzewach. Okazało się jednak, że rodzi się coś więcej niż jedynie muzyka o drzewach. Że w tym okresie życia naczelnym tematem jest jednak dla mnie przemijanie. Myślę, że w pewnym wieku człowiek zaczyna mieć dystans do wszystkiego: do rzeczy, do ludzi, do literatury i do muzyki. Z pewnością nie napisałbym takiego utworu, gdy miałem 30 czy 40 lat.

Nostalgiczna VIII symfonia Pendereckiego ma właśnie podtytuł: „Lieder der Vergänglichkeit” („Pieśni o przemijaniu”). I gdyby trzymać się ścisłych reguł gatunkowych, nie jest symfonią, lecz bardziej kantatą rozpisaną na wielką orkiestrę, chór i trójkę solistów (sopran, mezzosopran, baryton). Ale może właśnie dlatego, że kompozytor nie trzyma się tak dokładnie symfonicznej formy, jego utwór ma tak osobisty ton, podobny do tego, jaki spotykamy na przykład w niektórych symfoniach Mahlera, będących także rodzajem intymnego pamiętnika.

Mahlerowskie echa pobrzmiewają zresztą w VIII symfonii choćby w sposobie prowadzenia niektórych monologów wokalnych (pieśń barytonowa „Bei einer Linde”). I jest to odwołanie do innej niż dotychczas tradycji. Krzysztof Penderecki w ostatniej dekadzie tworzył dzieła monumentalne, eksploatujące bez końca romantyczny patos, by wspomnieć przede wszystkim „Credo”. VIII symfonia jest znacznie bliższa naszej wrażliwości.

– Zawsze byłem kompozytorem lirycznym – podkreśla jednak Krzysztof Penderecki. – Liryka istnieje w moich utworach od czasu „Pasji według św. Łukasza”, tylko nikt na to nie zwracał uwagi, bo wtedy nikt takiej muzyki nie pisał. Liryka odeszła przecież w zapomnienie z XIX-wiecznymi pieśniami, może jedynie Mahler kontynuował ten nurt. Później pojawiły się inne, tragiczne tematy, nawet moje wczesne utwory religijne miały w sobie więcej protestu niż liryzmu.

W VIII symfonii słuchamy wyciszonego Pendereckiego. Kompozytor znacznie rozrzedził muzyczną tkankę, z orkiestry co i rusz wydobywając na plan pierwszy pojedynczy instrument. Już sam początek utworu zaciekawia, gdy na delikatne dźwięki muzyki nakłada się chór jakby brzmiący z oddali, potem zaś dochodzi delikatny głos mezzosopranu. Takich intrygujących rozwiązań jest w tej symfonii wiele, ale tworzą one spójną w klimacie i konsekwentną całość. I co ciekawe, gdy dla kontrastu kompozytor burzy nostalgiczny ton utworu, łącząc – przede wszystkim w finale – orkiestrę, chór i solistów, popada w monumentalizm, znany z ostatnich jego dzieł, burząc w ten sposób nastrój starannie budowany wcześniejszymi pieśniami.

Krzysztof Penderecki wielokrotnie podkreślał, że sadzi drzewa, aby się oczyścić, dotrzeć do istoty siebie i sedna muzyki, którą komponuje. Dlatego tak chętnie chroni się w swej posiadłości w Lusławicach otoczonej kilkoma tysiącami drzew. – To miejsce jest dla mnie czymś symbolicznym, choć mam mało czasu, żeby tam przebywać – opowiadał w wywiadzie dla „Rz”. – Oczywiście, życie w Lusławicach jest nie tylko sielanką, a w stworzonym tam przeze mnie botanicznym labiryncie nie zawsze się można zgubić, ale to symbol artystycznych poszukiwań – dążenie do celu drogą okrężną. Lusławice to ponadto świat przeze mnie stworzony, wymyślony, nie było tam parku, jedynie kilka starych drzew. To spełnienie moich pomysłów, marzeń. Kraków zaś był jedynie przystankiem. Przyjechałem tam, mając 17 lat. Oczywiście, jak byłem mały i chodziłem do ogniska muzycznego w rodzinnej Dębicy, marzyłem, że kiedyś może mi się udać zostać jego dyrektorem. A potem wyruszyłem w świat. Dziś jednak najchętniej wracam do Lusławic.

Już po prawykonaniu swych utworów Krzysztof Penderecki często dodaje do nich nowe części. Nie inaczej stało się z VIII symfonią, do której w roku ubiegłym dopisał trzy kolejne części. I być może na tym się nie skończy. – Znalazłem niedawno piękny tekst polskiego poety z czasów Chopina, Stefana Witwickiego, o sośnie umierającej na obczyźnie z tęsknoty, który chciałbym dołączyć – zdradza swój pomysł kompozytor.

Na festiwalu Probaltica 15 maja kompozytor zaprezentuje najpełniejszą z dotychczas ukończonych wersję VIII symfonii. Poprowadzi orkiestrę i chór Opery Narodowej w Warszawie, partie solowe zaśpiewają Iwona Hossa, Agnieszka Rehlis i litewski baryton Vytautas Juozopatis. To już kolejne spotkanie na tym festiwalu z muzyką Krzysztofa Pendereckiego, ale inną od tej, prezentowanej w poprzednich latach w Toruniu. Ciągle, rzecz jasna, odwołującą się do klasyki, ale wywiedzioną bardziej z doświadczeń z kameralistyką niż z tradycji romantycznej symfoniki. W „Pieśniach o przemijaniu” kompozytor bardziej skupiony jest na nieuchronnym przemijaniu niż mnożeniu muzycznych efektów. Czy po raz kolejny dokonał zwrotu w swej twórczości czy też pozwolił sobie na chwilę osobistych zwierzeń?

Krzysztof Penderecki – VIII symfonia „Pieśni przemijania”Toruń, kościół św. Ducha, Koncert Prezydencki15 maja, godz. 18.00



Jacek Marczyński