6-07-2008


i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Muzyka w prasie


    Daniel Cichy wybrał się w czerwcu do berlińskiej Staatsoper, by obejrzeć inscenizację oratorium Belshazzar (Baltazar) Handla wystawionego przez Christofa Nela pod batutą Renego Jacobsa, po czym rzecz opisał (Biblia w obrazkach) w "Tygodniku Powszechnym" z 29 czerwca. Pełen uznania dla wykonawców (Akademie fur alte Musik Berlin oraz RIAS Kammerchor), stronę wizualną spektaklu odmalował powściągliwie:

Christof Nel [...] skupił się na wydarzeniach historycznych, opowiadając o nich językiem prostym, dziecięcym, trochę bajkowo naiwnym. Postaci przypominały bohaterów komiksu, a atrybuty, którymi się posługiwały, jednoznacznie ich definiowały. Tron, korona z pozłacanego papieru, siekiera zamiast berła, butelka babilońskiego wina, dwie złote misy (święte naczynia z izraelskiej świątyni), laurowe wieńce, pejsy na głowie proroka Daniela, karty biblijnych proroctw i jarmułki pasowały do emblematycznej, niemal piktogramowej scenografii. Ogromne białe schody były i trudnymi do zdobycia murami, i piramidalną konstrukcją babilońskiej świątyni, i metaforą hierarchicznej struktury społecznej, wreszcie ścianą pałacu, na której pojawiło się złowrogie "Mene Mene Tekel Upharsin". Przestrzeń łamała niedbale położona wstęga czarnego materiału - symbol rzeki Eufrat, ale i pęt krępujących uciśnionych Izraelitów.

Emblematy, metafory, symbole... Znacznie bardziej przemawiają nam do przekonania wypowiedzi Renego Jacobsa w przeprowadzonym przez Daniela Cichego i zamieszczonym obok obszernym wywiadzie (Muzyk musi czytać):

- Skoro tak skrupulatnie zajmuje się Pan tekstem, jest Pan chyba trudnym partnerem dla reżysera?
- Raczej niebezpiecznym, bo reżyserzy wiedzą, że interesuje mnie więcej niż tylko muzyka. O ile to jest możliwe, uczestniczę we wszystkich próbach scenicznych, aktorskich. Śpiewacy zawsze mogą wtedy podejść do mnie, zapytać, co oznacza dane sformułowanie. Teksty barokowe są dość trudne językowo. Pracuję też - co uważam za bardzo pożyteczne - z artystami nad recytatywami. Śpiewacy nie zawsze wiedzą, że recytatywy to także muzyka. Być może muzyka tylko z klawesynem, ale z jakiegoś powodu kompozytor zanotował rytm, melodię i harmoniczne modulacje, a pauzy nie oznaczają przerwy w narracji, ale są uzasadnione ekspresyjnie.

- Pracował Pan i wieloma reżyserami - Herbertem Wernicke, Davidem McVicarem, Trishą Brown, teraz z Christopherem Nelem. Jaki teatr pan ceni najbardziej? Która z estetyk, który ze scenicznych języków Panu odpowiada?

- Nie jestem ideologiem, raczej teatralnym eklektykiem. Często bronię inscenizacji, gdy - na przykład - ludzie pytają, dlaczego na scenie nie ma świec, skoro w tekście o świecach jest mowa. To jedna z możliwości interpretacji - odpowiadam. Wiem natomiast, czym różni się dobry reżyser od złego. Dobry reżyser potrafi czytać.

- Nie słuchać?

- Czytać. Oczywiście, jeśli dodatkowo czyta nuty - tym lepiej. Ale spotkałem wielu reżyserów, może nie bezpośrednio w mojej pracy, którzy nie potrafili dobrze przeczytać libretta. Albo nie wykazywali nim zainteresowania. Są artyści, którzy myślą tylko o sobie i dzieło służy im do eksponowania własnej, nie kompozytora i librecisty, koncepcji. Nienawidzę tego! Kiedyś dyrygowałem Ulissesem Monteverdiego, którego inscenizacja nie przypominała znanej z libretta historii. A przecież Homer to autor nie byle jaki. Zapytałem więc, jak reżyser to wytłumaczy? Odpowiedział, że w "reżyserskim teatrze" tak można. Nie słyszałem śmieszniejszej argumentacji. Szukam ludzi, którzy mają szacunek dla dzieła, którzy operę kochają.

To w Berlinie. A w Warszawie? "Żenadą Narodową" nazwała Dorota Szwarcman to, co stało się z Operą Narodową pod rządami Janusza Pietkiewicza - pupila Lecha Kaczyńskiego z czasów, gdy ten ostatni zasiadał w fotelu prezydenta Warszawy. W artykule zamieszczonym w nrze 25. "Polityki" ocenia zakończony właśnie, żałosny sezon tego teatru:

Tradycyjnie już repertuar na przyszły sezon jest wciąż nieznany. Takiego fenomenu nie zna żaden teatr operowy w cywilizowanym świecie. Zdaje się, że dyrektor Janusz Pietkiewicz zaczyna brać na przeczekanie. Przepędził już z teatru (a ściślej, zmusił do dymisji poprzez absolutny brak współpracy) dyrektora artystycznego Ryszarda Karczykowskiego. Dymisję artysta złożył z początkiem roku, a nowego szefa artystycznego jak nie ma, tak nie ma. [...]

Skandal tworzy się wokół planowanej początkowo na luty premiery Fausta Gounoda w reżyserii Roberta Wilsona. Sławny reżyser, dziś już zresztą w formie schodzącej, przesunął próby, a ponadto zażądał tyle pieniędzy, że praktycznie teatru nie stać już w tym roku na nic innego. Premiera ma się więc odbyć na jesieni, a na afisz ma powrócić Grek Zorba (ach, jak kiedyś Pietkiewicz się od niego odżegnywał...), jeszcze kilkanaście spektakli - i już wszystko do końca roku wydane. [...] Poza tym bez zmian. Król Roger po dwóch spektaklach znikł, Wozzeck - po jednym, a nawet ulubiona przez Pietkiewicza Iwona Zygmunta Krauzego pokazała się ledwie trzy razy. Pozostaje banał, standard i miernota, jeśli w ogóle jest: spektakli jest coraz mniej, a coraz więcej koncertów, występów gościnnych i różnych dziwnych zamkniętych imprez. O takich fanaberiach, jak np. pokazanie zamówionej już 10 lat temu przez ten sam w końcu teatr opery Pawła Szymańskiego Quadsja Zaher, już w ogóle się nie mówi.

Tu można by przypomnieć pełne buty i lekceważenia poprzedników, chełpliwe wypowiedzi, jakimi Janusz Pietkiewicz szafował w wywiadach obejmując to stanowisko. Ale szkoda miejsca. Lepiej odetchnąć krystalicznie (żeby nie powiedzieć: sterylnie) czystym powietrzem "Zeszytów Literackich" (nr 102), gdzie natrafiamy m.in. na kolejny fragment Niby-dziennika Zygmunta Mycielskiego, udostępniony przez Barbarę i Jana Stęszewskich, którzy już blisko dziesięć lat "opracowują" ostatni tom zapisków kompozytora.

19 marca 1981. Kościół, KOR z Kuroniem, Wałęsa z "wierchuszką" "Solidarności" próbują gasić pożary wzniecane przez masy robotnicze i chłopskie - beczka prochu. Tymczasem nie ma już nic. Jeszcze można dostać chleb, jaja, poza tym puste półki w sklepach, i ciągle jeszcze cicha ulica, cierpliwe ogony ludzi po paręset metrów. Wszyscy wiedzą, że odbywają się tu manewry wojsk rosyjskich, czeskich, NRD i polskich. Że Rosja zawsze jest naszym sąsiadem. Że...