23-11-2008


i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Muzyka w prasie


Dni się robią coraz krótsze. Coraz rzadziej oglądamy słońce. Nadeszła pora jesiennych smutków i depresji, stąd i u nas trochę nastrojów fatalistycznych. W "Dzienniku" z 22 października stan polskiej muzyki współczesnej surowo ocenia Zygmunt Krauze, indagowany przez Michała Mendyka (Nad polską muzyką od wielu lat ciąży fatum).

    Każda epoka ma swojego ducha i swoje prawa. Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte były okresem wyjątkowym. To wtedy odkrywaliśmy tak dziś popularny minimalizm, improwizację, nowe sposoby wykorzystania instrumentów czy pomysły na to, czym w ogóle może być koncert albo muzyka. Większość współczesnej twórczości to dalekie echo tamtej epoki. W szczególności w Polsce, gdzie dominować zaczęła niestety muzyka tonalna, bardzo tradycyjna, najlepiej o tematyce religijnej. Jakbyśmy na własne życzenie zrezygnowali z wszelkich ambicji twórczych. Wiem, że nie brakuje wśród najmłodszych kompozytorów naprawdę wielkich talentów. Pytanie tylko, czy w przyszłości zajmą się pisaniem muzyki, czy pisaniem następnej mszy, czy requiem. Niestety presja koniunkturalna w tym drugim kierunku bywa naprawdę przytłaczająca. Czasami wydaje mi się, że nad polska muzyką ciąży jakieś fatum - przez cały miniony wiek nie udało nam się nadrobić trzydziestoletniego zapóźnienia wobec tendencji europejskich.

Fatum ciąży też bez wątpienia nad warszawskim Teatrem Wielkim - tak wynika z artykułu, który nasza koleżanka redakcyjna Dorota Kozińska zamieściła w "Tygodniku Powszechnym" z 12 października (Siekierkę na kijek pilnie zamienię). Przypominając epopeję kolejnych personalnych przetasowań i rozdań - od Wodiczki po ostatnią rewolucję pałacową - konkluduje:

Minister Zdrojewski przyjechał na białym koniu i przygwoździł włócznią złego smoka Pietkiewicza. Radość zapanowała ogromna. Tylko czy naprawdę jest się z czego cieszyć? [...] w przeklętym przez Wodiczkę teatrze wszystko się może zdarzyć dowolną liczbę razy, a odwoływani i powoływani od nowa dyrektorzy i tak kiedyś się obudzą jak Paszeko z "Rękopisu znalezionego w Saragossie". Pod szubienicą braci Zota, z trupami po obydwu stronach. Najbardziej w tym wszystkim dziwi, że powtórnie nominowani - w swej naiwności bądź pysze - nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, jakie niesie ze sobą powrót w to gniazdo os, w tę wylęgarnię roszczeń, kompleksów i pretensji, w ten worek bez dna, który przepuści każdą sumę pieniędzy, dopóki nikt go nie zszyje. A jeszcze lepiej wyrzuci i zastąpi nowym.

Jakkolwiek doceniam twórczy ferment, który pojawił się w operze za dyrekcji Dąbrowskiego, jego niedawna wypowiedź w stołecznym wydaniu "GW" stawia włosy na głowie. Czytamy, że Zdrojewski spytał nowo powołanych żartem (sic!), czy w ciągu czterech lat zrobią z Opery Narodowej jedną z dziesięciu najlepszych oper na świecie. Dąbrowski miał odpowiedzieć (żartem, mam nadzieję), że w takim razie musi mieć jeden z 30 najwyższych budżetów świata. Że Dąbrowski umie wydawać pieniądze, przekonaliśmy się za jego poprzedniej kadencji, że jest biegły w tak zwanej alokacji zasobów, udowodnił już nieraz. Gorzej, że dotąd kierował się raczej wiarą we własną nieomylność niż długofalowym rachunkiem ekonomicznym. Zasłynął nawet bon motem "Ja nie muszę liczyć, ja wiem". Piszę to ku przestrodze Mariusza Trelińskiego, nie jest bowiem wykluczone, że Dąbrowski znów zostanie ministrem, a Treliński ani się obejrzy, jak zostanie sam z milionami długów.

Kozińska ma wątpliwości, czy powtórne wejście Trelińskiego "do tej samej rzeki" jest szczęśliwym pomysłem:

Liczy się przede wszystkim muzyka i dlatego uważam, że powtórna nominacja reżysera na dyrektora artystycznego jest nieprzemyślana i wyrządzi Operze Narodowej więcej szkód niż pożytku. Treliński jest piekielnie zdolny i rzeczywiście robi coraz lepsze spektakle, wciąż jednak pracuje ze śpiewakami jak z aktorami dramatycznymi. A mógłby ich prowadzić jak Otto Schenk, gdyby znał fizjologię głosu, gdyby opera była naprawdę jego życiową pasją.

Cóż tu gadać, powodów do jesiennej depresji naprawdę nie brakuje. Za to w euforię wprowadzają repertuarowe zamierzenia Trelińskiego, ujawnione w rozmowie z Anną S. Dębowską i Romanem Pawłowskim ("Gazeta Wyborcza" z 26 października, Operowe plany Trelińskiego):

Dla mnie Opera Narodowa nie jest miejscem, gdzie się celebruje uroczystości i rocznice, ale gdzie skupia się to, co najlepsze w polskiej sztuce. Nie stać nas na codzienną obecność wielkich operowych gwiazd, ale za to mamy jeden z najsilniejszych teatrów w Europie - z Warlikowskim, Jarzyną, Klatą i innymi. Mając takich reżyserów, możemy stworzyć wokół muzyki poruszające widowiska. Wzorem jest dla mnie wiedeński Theater an der Wien, opera we Frankfurcie, [...] opera w Amsterdamie, Bastille, które stają się jednymi z najważniejszych scen operowych w Europie, dlatego że postawiły na ambitny repertuar i inscenizacje, a nie tylko na świetnych śpiewaków. Walczymy oczywiście o stałą obecność naszych gwiazd, takich jak: Dobbera, Kurzak, Pasiecznik, Kwietnia, Beczały.

Priorytetem Trelińskiego jest cykl "Terytoria". Zostanie on wznowiony pod koniec sezonu prapremierą opery Pawła Szymańskiego Qudsja Zaher. Jednak plany repertuarowe wydają się niezbyt sprecyzowane:

W przyszłym sezonie rozważamy Upadek domu Usherów Philippa Glassa, Marię de Buenos Aires Astora Piazzolli, Luci mie traditrici Salvatore Sciarrino, Oresteję Iannisa Xenakisa. To arcydzieła muzyki współczesnej, pewna wizja opery przyszłości i obrzeża gatunku, na których chcemy oprzeć "Terytoria". [Na dużej scenie] nie najlepszą operę Moniuszki "Hrabinę" zastąpimy jego znacznie ciekawszym tytułem Verbum nobile, który zestawimy z polską prapremierą, operą napisaną po francusku przez Aleksandra Tansmana Przysięga. [...] Z kolei Michał Znaniecki zamiast Trubadura zrealizuje swoje wieloletnie marzenie - Lukrecję Borgię, ale, niestety, bez Ewy Podleś. Być może już w maju wystawię mojego Orfeusza i Eurydykę [...]. 6 grudnia naszą Damą pikową zadyryguje Valery Gergiev, którego mam nadzieję gościć tu częściej. Rozmawiamy też z innymi dyrygentami - Kentem Nagano i Markiem Minkowskim. Szefem orkiestry został Jewgienij Wołyński, a głównym dyrygentem Will Crutchfield.

Wygląda na to, że będzie ciekawie. Choć najciekawszy byłby w tej chwili... kalendarz sezonu.



Red.