nr 45/08.11,
 02-11-2009



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Cud nad Operą


Prowincjonalna ostatnio Opera Narodowa znowu staje się teatrem światowym. Nowy sezon najbardziej prestiżowej, przynajmniej w intencji, polskiej sceny zapowiada się imponująco. Pierwsza tegoroczna premiera jest kawałkiem świetnego, nowoczesnego teatru, który porusza, przejmuje i nikogo nie pozostawia obojętnym.

   Nasi dziadkowie chadzali do opery dla relaksu. Wiedzieli, że wrogowie Lukrecji Borgii (w dziele Donizettiego) giną od zatrutego wina, a nie - jak w niedawnej warszawskiej inscenizacji - od strzału w potylicę. Liczył się tylko śpiew. Współczesny teatr operowy stał się królestwem reżyserów i nie jest już miejscem nie wymagającej rozrywki. Reżyserzy prowokują widzów do myślenia, zmieniając czas i miejsce akcji, motywację bohaterów, a bywa, że i sens dzieła. Nierzadko proponują łamigłówki, których nie da się rozwiązać, nawet mając wiedzę i najlepsze intencje. W finale paryskiej inscenizacji "Króla Rogera" Szymanowskiego, autorstwa Krzysztofa Warlikowskiego, pojawiła się... Myszka Miki!

Ale wpadki wybitnych artystów też są z reguły wybitne. W najgorszym wypadku czekają nas więc "piękne katastrofy", jak mawiał Grek Zorba, bo do współpracy z Operą Narodową zaproszono słynnych artystów. "Elektrę" Richarda Straussa przygotuje (w marcu 2010 r.) Willy Decker, twórca "Traviaty" z Anną Netrebko na festiwalu w Salzburgu - jednego z największych operowych sukcesów ostatnich lat. "Katię Kabanową" Janaćka zrealizuje (w kwietniu) David Alden, czołowy amerykański reżyser, laureat prestiżowej Nagrody Laurence'a Oliviera. W zapowiedziach na 2010 r. znajdują się produkcje innych gwiazd: Davida Pountneya, Keitha Warnera i Luca Bondy'ego. Te nazwiska znaczą dla współczesnego teatru muzycznego tyle, ile dla filmu Lynch, Almodóvar czy Haneke.

"Cud nad Wisłą" jest możliwy ze względu na organizację współczesnego życia muzycznego. Produkcje operowe są coraz droższe, a sponsorów w kryzysie coraz mniej, nie tylko dlatego, że upadają fortuny, jak to się stało w wypadku Alberto Vilara. Miliarder uznawany za najhojniejszego sponsora w dziejach opery (wyłożył 250 mln. dol. na spektakle) został w 2008 r. aresztowany za malwersacje. Ratunkiem w kryzysie są superprodukcje przygotowywane we współpracy kilku teatrów. W ten sposób "Toscę" Bondy'ego obejrzą widzowie Warszawy, Monachium, Metropolitan Opera i La Scali.

Machlojki władzy, manipulacja mediów i zamach na tyrana w studiu telewizyjnym - to "Borys Godunow" XXI w. Historyczna anegdota o carze mordercy zżeranym przez wyrzuty sumienia, opowieść o "wojnie, buncie, zdradzie, załamaniu i prowokacji" przeniesiona we współczesne czasy zmieniła się w aktualną rzecz o politycznych fanatykach, terrorystach i publicznym sądzie nad rządzącymi. Takie sądy rozgrywają się na ekranach telewizorów codziennie, w różnego typu talk-show, programach publicystycznych i relacjach z obrad komisji sejmowych.

Mariusz Treliński na szczęście nie przeniósł do teatru "żywej" telewizji, pokazuje ją nam w krzywym zwierciadle. Kilka tygodni temu nikt nie mógł przewidzieć, że tak obmyślona inscenizacja opery Musorgskiego zbiegnie się z aferami na najwyższym szczeblu i próbami ich rozliczenia - sądami - w mediach, co jeszcze przydaje jej znaczeń.

"Borysa Godunowa" zrealizował Mariusz Treliński w poprzednim sezonie dla Wilna; "warszawski" nie jest kopią tamtego przedstawienia: artysta do ostatniej chwili zmieniał akcenty i poprawiał szczegóły. Konsekwentne w wymowie, multimedialne widowisko - z pokazami wideo i innymi elementami najnowocześniejszej techniki - może być ozdobą każdej renomowanej opery na świecie. Jeśli powiodą się plany na najbliższe dwa sezony, czyli jeśli nie wydarzy się znów trzęsienie ziemi w postaci nagłej zmiany dyrekcji Teatru Wielkiego, Opera Narodowa stanie się tym, czym być powinna: oknem na świat, inspiratorką dobrego smaku i wizytówką naszych wielkich możliwości.

Z konstruowaniem repertuaru jest jak z przygotowaniem panny młodej do ślubu, która powinna mieć coś nowego, coś starego, coś swojego i coś pożyczonego. W tegorocznym programie Opery Narodowej każdy znajdzie coś dla siebie, zarówno jeśli idzie o muzykę, jak i rodzaj teatru. Obok "klasycznych" inscenizacji "Carmen", "Nabucca" czy "Strasznego dworu" w repertuarze pozostają niesamowity "Faust" czy ekscentryczny "Wozzeck". Będzie też można obejrzeć wybitne przedstawienia dyrektora Trelińskiego. Do "Madame Butterfly", "Oniegina" "Orfeusza i Eurydyki" i "Borysa Godunowa" dołączy w lutym nowa inscenizacja "Traviaty".

Głodni nowości czekają na wciąż odkładaną prapremierę opery Pawła Szymańskiego "Qudsja Zaher". Osobną kwestią jest nadrabianie zaległości. Warszawa nigdy jeszcze nie słyszała legendarnej "Orestei" Xenakisa (przygotuje ją Michał Zadara, jeden z naszych najwybitniejszych młodych reżyserów dramatycznych) ani "Katii Kabanowej"!

Ucieszą się także miłośnicy baletu odnawianego przez niedawno powołanego szefa Krzysztofa Pastora, działającego od lat z powodzeniem w Amsterdamie choreografa cenionego Het Nationale Ballet. Pastor pokaże nam swego "Kurta Weilla" -spektakl taneczny, który uznano w Holandii za wydarzenie. Kostiumy przygotuje znany projektant Maciej Zień. Czy przyciągnie publiczność jak niegdyś zapomniany dziś Arkadius, autor kreacji do "Don Giovanniego"? Rok Chopinowski uświetni biograficzny "Chopin" - balet do libretta Antoniego Libery. Będzie też oryginalny wieczór "Tańczmy Bacha", a wielbiciele baletowej tradycji mają dla siebie nieśmiertelną "Bajaderę", "Dziadka do orzechów" czy "Jezioro łabędzie". W styczniu w "Bajaderze" zatańczy największa dziś rosyjska primabalerina Świetlana Zacharowa.

- To wspaniale, że będziemy mieć znowu w Warszawie ambitny, nowoczesny i inteligentny teatr operowy, ale nie mniej ważny jest poziom muzyczny, z którym bywa różnie - mówi Bartosz Kamiński, krytyk operowy w "Ruchu Muzycznym". -W warszawskich spektaklach rzadko mamy wyrównane obsady na wysokim poziomie, a znakomici śpiewacy występują u nas tylko okazjonalnie. Im sławniejszy artysta, z tym większym wyprzedzeniem należy go zapraszać. Dyrekcja zaplanowała już premiery na następne dwa sezony. Teraz powinna zadbać o to, by zaśpiewali w nich najlepsi artyści.

Wiadomo, że w "Elektrze" partię Klitajmestry zaśpiewa nasza supergwiazda Ewa Podleś. Po niedawnym występie w "Balu maskowym" w Metropolitan Opera, choć ma tam tylko jedną scenę, dostała kilkunastominutowe owacje. Inna polska gwiazda MET, młoda Aleksandra Kurzak, zaprezentuje się w Warszawie podczas sylwestrowej gali Bel Canta oraz jako Violetta w "Traviacie". Przyjedzie też Placido Domingo, który coraz częściej z powodzeniem sięga po batutę i poprowadzi przedstawienie "Madame Butterfly". A "Onieginem" zadyryguje największy znawca rosyjskiego repertuaru Walery Giergiew. I jeszcze "bomba moniuszkowska": za dwa lata obejrzymy "Halkę" w inscenizacji Andrzeja Seweryna, pod kierownictwem muzycznym samego Marca Minkowskiego! Czy słynny francuski dyrygent wprowadzi naszą nieszczęsną góralkę na światowe sceny?

Melomani mogą czuć satysfakcję. Wprawdzie by posłuchać największych, wciąż trzeba jechać do Londynu, Berlina czy Nowego Jorku, to jednak bez fałszywej skromności można tamtejszą wymagającą publiczność zaprosić i do nas. Nikt nie będzie zawiedziony.



Jacek Melchior