28.IV.2005 Rozmiar: 2628 bajtów


"Aida" w Operze Narodowej



Warszawska inscenizacja bodaj najpopularniejszej z oper Verdiego jest przedstawieniem niezmiernie efektownym teatralnie. Utrzymane w złoto-błękitnej tonacji obrazy realizowane są z rozmachem i wyobraźnią. Tyle że w tych efektownych obrazach zagubił się bezpowrotnie dramat głównych bohaterów. Było efektownie, ale nic z tego nie wynikało, zabrakło splatających się emocji!


Reżyseria tradycyjna, uwzględniająca autorskie didaskalia, ujmuje czytelnością akcji i dramaturgiczną zwartością, ale nie wnosi nic nowego. Nie ustrzegł się też reżyser od kilku wątpliwej jakości pomysłów: pozbawione dramatycznego akcentu pojawianie się posłańca, który śpiewa zwrócony do publiczności, a nie do Faraona, truchcik żołnierzy aresztujących Radamesa, wreszcie odjeżdżające schody w zamurowanej piramidzie i lecące w finale na głowy zamurowanych Aidy i Radamesa płatki kwiatów, sypanych przez pogrążoną w rozpaczy Amneris.

Natomiast trzeba przyznać, że duże wrażenie robi scena w świątyni, rozbudowany finał II aktu oraz pięknie i nastrojowo skonstruowana scena nad Nilem. Świetnym pomysłem było przeniesienie sądu nad Radamesem za wielką ścianę i uczynienie go niewidocznym dla widza, do którego dociera jedynie ponury śpiew egipskich kapłanów, z jednoczesnym wyeksponowaniem rozpaczającej Amneris, która dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nigdy już nie zyska miłości Radamesa.

W premierowej obsadzie brylowała Małgorzata Walewska budująca tragiczny obraz dumnej Amneris delikatną linią. Była kobietą szczerze kochającą i okrutnie zazdrosną. Swojej wokalnej klasy najpełniej dowiodła w czwartym akcie, dając popis znakomitego brzmienia głosu i jego dramatycznej siły, zachwycając przy tym nie tylko pięknym prowadzeniem frazy i dramatyczną "górą", ale również nośnymi pianami. Jednym słowem - piękna i dojrzała pod każdym względem kreacja mieniąca się pełnią subtelnych odcieni ekspresji. Dzielnie sekundował jej Adam Kruszewski jako Amonastro. Szkoda tylko, że w duecie z Aidą zabrakło mu w głosie niezbędnego tutaj napięcia dramatycznego. Niestety, zupełnie rozczarował występ Iriny Gordei. Jej Aida była zbyt, jak na mój gust, rozgestykulowana, raziło też ostre brzmienie forsowanego do krzyku głosu, a pozbawionymi miękkości pianami też trudno się było zachwycić. Partnerujący jej w roli Radamesa Emil Ivanov ma mocny i nośny głos, ale śpiewa w sposób pozbawiony większych emocji.

Pięknie grała Orkiestra Opery Narodowej, dobrze śpiewały chóry. Jacek Kaspszyk przy pulpicie dyrygenckim prowadził całość sprawnie, jednak bez zbytniej dbałości o detale. Na dodatek kilku ansamblom, szczególnie tercetowi Aidy, Amneris i Radamesa z I aktu, zabrakło wewnętrznej spójności.

Giuseppe Verdi "Aida", kierownictwo muzyczne: Jacek Kaspszyk, reżyseria, scenografia i koncepcja świateł: Roberto Lagana Manoli, choreografia: Emil Wesołowski, przygotowanie chóru: Bogdan Gola, premiera 24 kwietnia


    strona główna     recenzje premier