nr 112,
  11-06-2010

i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Pocztówka z Chopinem


Balet "Chopin, artysta romantyczny" nie był największą pomyłką roku jubileuszowego. Niestety - najbardziej bolesną, bo huczne zapowiedzi dyrekcji Opery Narodowej rozbudziły apetyty...

    Wspólnemu dziełu Patrice'a Barta (choreografia), Antoniego Libery (libretto) oraz Stanisława Leszczyńskiego (koncepcja muzyczna) nie sposób odmówić warsztatowej rzetelności, konsekwencji i spektakularności. Szkoda, że jest to efektowność rodem z edukacyjnych komiksów dla nastolatków. Nowa produkcja Baletu Narodowego miała omijać mielizny narodowych i hagiograficnych stereotypów na rzecz wnikliwej diagnozy fenomenu Chopina jako artysty oraz człowieka.

W jaki sposób z tych ambitnych planów wyłonił się tak łopatologiczny pokaz biograficznych pocztówek - trudno powiedzieć. Pewne nadzieje budził jeszcze prolog spektaklu z "portretem epoki" ożywianym przez samego Eugene Delacroix. Niestety bardzo szybko na scenę Opery Narodowej "wypełzły" wszystkie chopinowskie scenki rodzajowe (od Żelazowej Woli, przez salon paryski, po słoneczne Nohant), które znamy chociażby z niesławnego filmowego "Pragnienia miłości".

Równie papierowa co u Antczaka była psychologiczna oraz symboliczna warstwa przedstawienia. Jego jedyny ambitniejszy wątek - powracające zmagania Chopina z widmem śmierci - naznaczony był nużącym przegadaniem oraz irytującą pretensjonalnością retoryki. Trudno poważnie traktować nawet czysto edukacyjną funkcję spektaklu. Owszem, jego koncepcja muzyczna imponowała erudycją, bogactwem nastrojów oraz kulturowych aluzji. Ale i tu zdarzały się niepokojące uogólnienia oraz niezrozumiałe asocjacje. Na przykład idyllę we francuskim Nohant zilustrowano soczystym, iberyjskim "Bolerem" Manuela de Falla chyba wyłącznie z deficytu błyskotliwej sceny zespołowej o egzotycznym posmaku.

Poza tym Chopin był genialnym nadwrażliwcem, Wielki Książę Konstanty - okrutnym tyranem, a George Sand nosiła męskie spodnie. Twórcy "Chopina, artysty romantycznego" pragnęli chyba stworzyć spektakl dla każdego. I - jak zwykle w takich wypadkach bywa - stworzyli rzecz dla nikogo oraz o niczym. Być może jednak przyczyny fiaska są o wiele głębsze. Czy idiomatyczny język muzyki Chopina daje się przełożyć, sparafrazować czy choćby skomentować w nomenklaturze innych mediów, tradycji, gatunków? Doświadczenia roku jubileuszowego nie pozostawiają jak dotąd najmniejszych wątpliwości...



Michał Mendyk