nr 108,
  11-05-2010



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Nudne tańce rocznicowe


Widowisku o Chopinie brak ulotności, rozpędza się powoli jak parowóz.

    Ta premiera w Operze Narodowej przygotowana na 200. rocznicę urodzin Chopina została zrealizowana tak, by nie wywołać żadnych kontrowersji, a o bohaterze spektaklu nie mówi nam nic nowego.

Pozostaje w bezpiecznej strefie banału. Libretto wymyślił, co prawda, Antoni Libera - człowiek o wielkiej erudycji literackiej. Autorem choreografii został zaś słynny Patrice Bart związany z Operą Paryską, która ma najlepszy klasyczny zespół baletowy w zachodniej Europie. A jednak, albo powierzone zadanie obu ich przerosło, albo zabrakło im odwagi, by wyjść poza schemat rocznicowego widowiska.

Spektakl "Chopin" składa się z ciągu obrazków zachowujących chronologię zdarzeń: od sielskiego dzieciństwa Fryderyka z polskim folklorem w tle po śmierć w salonie paryskiego mieszkania. Całość opiera się na prostych skojarzeniach jakby zaczerpniętych ze szkolnych czytanek: tyranię zaborcy uosabia książę Konstanty, patriotyzm polski - ginący od kul wroga młodzi powstańcy. Nie mogło zabraknąć paryskiego salonu, Liszta z Schumannem, George Sand z córką Solange i obowiązkowego epizodu miłosnego na Majorce.

Gdyby dało się odrzucić choć część sztampowych pomysłów, a w innych scenach zajrzeć wnikliwiej w duszę bohatera, być może całość nabrałaby tempa, potrafiłaby zaciekawić lub wręcz wzruszyć. Im na scenie mniej faktów, tym dla baletu lepiej, ta sztuka najlepiej służy odkrywaniu niewypowiedzianych pragnień, wyrażaniu emocji i namiętności. Tu podane zostały one w minimalnej dawce.

Trudno wszakże, by było inaczej, skoro choreografia Patrice'a Barta pozbawiona jest nerwu dramaturgicznego. W części pierwszej twórca spektaklu zawarł niewiele prawdziwie baletowych pomysłów, mimo że na scenie często bywa tłoczno. Po przerwie wykonawcy nareszcie zaczynają tańczyć, mamy duże sceny zespołowe, a także duet Chopina i George Sand. Niestety, Bart jest wyłącznie specjalistą od klasycznych póz i gestów. Nie potrafi stworzyć wyrazistego widowiska współczesnego w formie, choć bazującego w tańcu na technice klasycznej.

"Chopina" przygotowano dużym nakładem sił i zapewne pieniędzy. Oprawa muzyczna, która składa się się utworów różnych kompozytorów, wymaga nie tylko orkiestry, ale też chóru, dwóch pianistów (Krzysztof Jabłoński i Sławomir Wilk), a nawet Agnieszki Rehlis, pięknie skądinąd śpiewającej pieśń Berlioza. Składników spektaklu jest jednak stanowczo za dużo, a wszyscy wykonawcy zdają się nimi przytłoczeni.

premierach porywał widzów swą energią, tym razem tańczy wyraźnie bez przekonania. Brakowało również zapału większości spośród 15 solistów wcielających się w różne postaci, choć docenić należy Władimira Jaroszenkę (Fryderyk), Dominikę Krysztoforską (Matka) czy Ewę Nowak (Muzyka).

Czy delikatnemu Chopinowi, który pisał eteryczną, ale pełną mocy muzykę, potrzebna jest w hołdzie taka sceniczna kolubryna? Utwory Chopina są bardzo taneczne, w XX wieku wielokrotnie sięgali po nie najwięksi baletowi twórcy: Michaił Fokin, Jerome Robbins, Frederick Ashton, Maurice Béjart, John Neumeier... Nasze stulecie wciąż czeka na porywający chopinowski balet.



Jacek Marczyński