14-05-2007


i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Zaśpiewać Mickiewicza


Dwa dzieła napisane w oparciu o poemat "Konrad Wallenrod" nie stworzyły porywającej całości.

    Od początku sezonu w planach programowych dyrektora naczelnego Opery Narodowej Janusza Pietkiewicza przewijał się "Konrad Wallenrod" Władysława Żeleńskiego. Nie wiadomo było, czy pojawi się w wersji scenicznej, czy koncertowej, wreszcie stanęło na wykonaniu koncertowym fragmentów opery w połączeniu z fragmentami innego dzieła osnutego na motywach poematu Mickiewicza - "Litwinów" Amilcare Ponchiellego.

Opera Żeleńskiego z 1884 r. jest pod względem muzycznym najlepszym dziełem kompozytora, jednak nie weszła na stale do repertuaru polskich scen operowych. Słuchając w Teatrze Wielkim fragmentów pierwszych dwóch aktów, można się zastanawiać dlaczego. Konstrukcja całości pod względem dramaturgicznym jest zgrabna, temat zaczerpnięty z wielkiej literatury, a niektóre momenty - jak wiolonczelowy wstęp i aria Halbana oraz kończący drugi akt monumentalny chór - prześliczne.

Jednak w dziele tym brakuje temperatury i wyrazistości. Na jego tle znacznie lepiej, barwniej, choć tradycyjnie wypadają "Litwini" Ponchiellego z belcantowymi ariami i zgrabnymi duetami. W tej części lepiej też słuchało się warszawskich zespołów - chóru i orkiestry Opery Narodowej pod batutą Tomasza Bugaja oraz solistów. W obu dziełach rolę Halbana kreował poruszające Jarosław Bręk. On też zaprezentował się najdoskonalej jako dojrzały interpretator. Publiczności spodobał się również młody tenor Audrius Rubeżius jako Wallenrod w "Litwinach".



Katarzyna K. Gardzina


    strona główna     artykuły prasowe