18-01-2016



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Banał rodem z reality show


Premiera rzadko wystawianej opery Wolfganga Amadeusza Mozarta. Reżyseruje Ivo van Hove, ten sam, który pracował z Davidem Bowiem nad musicalem "Lazarus". Inscenizacja jest jednak przewidywalna. Muzyka - wspaniała.

    "Łaskawość Tytusa" to nie jest pozycja obowiązkowa katalogu operowego Mozarta. Jedna z jego ostatnich kompozycji powstawała w pośpiechu. Zamówienie przyszło w połowie 1791 r. Wystawieniem opery o łaskawym i dobrodusznym cesarzu rzymskim Tytusie Stany Czeskie chciały uczcić przewidzianą na wrzesień koronację Leopolda II na króla Czech. Czasu było niewiele. Mozart pisał szybko (jednocześnie "miał na pulpicie" "Czarodziejski flet" i "Requiem"), powierzając tworzenie recytatywów uczniowi Franzowi Süssmayrowi, temu samemu, który kończył "Requiem". W rezultacie powstała włoska opera seria z librettem Caterino Mazzoli, opracowanym na podstawie arcypopularnego tekstu Pietra Metastasia. Para cesarska nie była zachwycona utworem o szlachetnym władcy - ponoć na premierze cesarzowa Maria Teresa miała nawet rzucić słynną frazę: "una porcheria tedesca" ("niemieckie świństwo"). Po krótkim żywocie na europejskich scenach "Łaskawość Tytusa" wróciła do łask dopiero w połowie XX wieku. W Polsce po raz pierwszy wykonano ją w Warszawskiej Operze Kameralnej w 1990 r.

Bowie, "Brokeback Mountain" i... Mozart

Nowa inscenizacja Teatru Wielkiego Opery Narodowej jest koprodukcją z brukselskim teatrem La Monnaie, w którym w 2013 r. obyła się jej premiera. Spektakl stworzył Ivo van Hove znany głównie z teatru dramatycznego. Ostatnio Belg dał się poznać jako twórca nowojorskiego musicalu "Lazarus" Davida Bowiego oraz reżyser opery "Brokeback Mountain" amerykańskiego kompozytora Charlesa Wuorinena, której premiera odbyła się w Teatro Real w Madrycie w 2014 r. "Łaskawość Tytusa" to na wskroś współczesny spektakl. Van Hove dokonuje w nim swoistej analizy mechanizmów władzy. Pokazuje człowieka i przywódcę, prześwietla kryzys prywatny i jego konsekwencje (rezygnację, w imię dobra ojczyzny, z miłości do księżniczki palestyńskiej Bereniki) oraz polityczny (spisek przyjaciela Sekstusa, zainfekowanego nienawiścią zazdrosnej Vitelii). Na scenie, niemal "w biegu", podejmowane są decyzje, czujemy ich wagę i związane z nimi uczucia, rozterki i wahania, wściekłość i gniew. Ostatecznie cesarz wykazuje dobroduszność, ułaskawiając przyjaciół - spiskowców. Współcześnie to rzadkie zachowanie. Zemsta i odwet są cechami, z których większości przywódców nie zamierza rezygnować. Znamy to dobrze.

Cesarz z tabletem

Tytus w koncepcji van Hove'a jest właśnie współczesnym politykiem, widzimy go non-stop w gabinecie, otoczonego asystentkami i doradcami. Wiadomości przychodzą do niego sms-ami, newsy czyta z tableta. Gdy Sekstus, w akcie rozpaczy, przyznaje się do przygotowania spisku, cesarz stara się być cyniczny - bez mrugnięcia okiem siada do posiłku pozornie tylko niezainteresowany wyjaśnieniami. Ale nie do końca mu to wychodzi. Ulepiono go jednak z innej gliny. Pomysł na "Łaskawość Tytusa" jest bardzo czytelny i spójny, tyle tylko, że jego realizacja to w sumie banał. Spektakl rozgrywa się, od początku do końca, w jednej przestrzeni - sypialni, salonie, gabinecie. Scenografia bez zmian. Z drugiej strony sceny prześwituje widownia teatralna, która na końcu staje się Senatem. Na ekranie, nad sceną, oglądamy w zbliżeniach twarze bohaterów, elementy dekoracji, wreszcie - w różnych rzutach - scenę. Wszystko przewidywalne niczym w telewizyjnym "reality show" - doskonale znamy jego kolejne odcinki. Z zapowiadanego politycznego thrillera niewiele pozostało.

Polscy soliści błyszczą

Na szczęście dużo ciekawiej jest w sferze muzyki. Spektakl poprowadził - znany z występów w Polsce - australijski dyrygent Benjamin Bayl, który w październiku ubiegłego roku świetne przygotował "Pigmaliona" Rameau w Warszawskiej Operze Kameralnej. Bayl z wdziękiem poprowadził orkiestrę TWON, nadał jej brzmieniu miękkość, zwinność i filigranowość, cechy niezbędne do wykonywania muzyki Mozarta. Nie zawsze, niestety, współgrało z orkiestrą pianoforte, które pojawiało się w recytatywach. Dobra jest obsada warszawskiej "Łaskawości" (z premiery 16 stycznia). Poza Ewą Vesin, której kaliber głosu zupełnie nie pasował do partii Vitelii, pozostali śpiewacy błyszczeli. Zwłaszcza Włoszka Anna Bonitatibus jako Sekstus i dystyngowany amerykański tenor Charles Workman jako Tytus. Równie dobrze zaprezentowali się nasi soliści: Katarzyna Trylnik (Servilla), Anna Bernacka (Annio) i Krzysztof Bączyk (Publio). To oni są bohaterami tego spektaklu.



Jacek Hawryluk