nr 64,
  17-03-2010



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Mord na Agamemnonie to skutek reformy rolnej


Brud PRL i muzyka grecka. W scenach, gdy elementy te do siebie pasują, "Oresteia" staje się wielkim widowiskiem.

    Michał Zadara, cudowne dziecko polskiego teatru, po raz pierwszy wkroczył do świata opery i zrobił to, na co innym reżyserom nowej generacji nie wystarczyło odwagi. Nie zmienił realiów libretta, zachowując przynajmniej pozory zgodności scenicznego obrazu z oryginałem, ale wymyślił zupełnie nową opowieść. W Operze Narodowej w "Orestei" Iannisa Xenakisa zamiast przerażających skutków klątwy rzuconej na bohatera spod Troi Agamemnona oglądamy więc ponure obrazki z naszej historii: od końca II wojny po grudniowe strajki z 1970 r.

Zadanie miał wszakże ułatwione: warszawska "Oresteia" jest wykonywana po grecku i mało kto potrafi sprawdzić, czy istnieje jakakolwiek zgodność między tekstem śpiewanym a pokazywanym widzom na tablicy świetlnej. Ale i tak tradycjonaliści rzucą się zapewne na młodego reżysera. Radzę zachować spokój, ten spektakl nie zasługuje na potępienie.

Wyłączywszy fonię, oglądamy ćwierć wieku z perspektywy polskiej wsi, gdzie najpierw chłopi omamieni zostali mirażem reformy rolnej, a potem przymusowo skolektywizowani. W tej małej ojczyźnie odbijają się wielkie sprawy i konflikty: powroty żołnierzy z Zachodu, przymusowe migracje, październikowe nadzieje i grudniowy wybuch gniewu, zakończony obietnicą władzy, że wreszcie nadejdzie lepsze jutro, czego symbolem są pomarańcze i banany importowane z Trzeciego Świata. Sceniczne obrazy Zadary, będące skondensowaną lekcją polskich losów, mają wielką siłę. Reżyser operuje skrótem, metaforą, potrafi działać na emocje widzów.

Równie wielką wartość ma sama muzyka Xenakisa, jednego z największych twórców XX wieku. Skomponowana z matematyczną wręcz precyzją, zachwyca pomysłami dźwiękowymi, mimo że charakter nadają jej przede wszystkim liczne instrumenty perkusyjne. Całość zaś wzbogacają niezwykłe partie chóru: chropawe w brzmieniach, surowe, archaiczne jak z antycznego teatru, a przy tym o wielkiej sile dramaturgicznej.

Temu fascynującemu kosmosowi brzmień niepotrzebny jest właściwie obraz. Zresztą oryginalna akcja opery Xenakisa jest skromna, z rzadka na pierwszym planie pojawiają się jednostki: Agamemnon, Kasandra czy Orestes.

Rozbudowane pomysły Zadary często idą własnym torem, ale kiedy, zwłaszcza w drugiej części spektaklu, zaczyna z nimi współgrać klimat muzyki, rodzi się teatr najwyższej klasy. Jest to zasługą francuskiego dyrygenta Francka Ollu, rewelacyjnego chóru Opery Narodowej i zespołu Alla Pollacca oraz samego Michała Zadary. Czekam na jego kolejny eksperyment operowy.



Jacek Marczyński