nr 89,
  16-04-2012



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Stara tragedia i nowe idee


Antyczna "Oresteja" na narodowej scenie miała połączyć współczesny teatr z awangardową muzyką.

    Pro Jacek Marczyński

Kompozytorka uratowała spektakl

Dzięki Agacie Zubel uwspółcześniona "Oresteja" - produkcja Teatru Narodowego i Opery Narodowej - zyskała wymiar tragedii, obnażającej to, co mroczne, w duszy człowieka i pokazującej małość ludzkich losów, którymi kieruje niewidzialne fatum.

Agata Zubel nie skomponowała muzyki z tradycyjnych dźwięków, ułożyła partyturę z szeptów i krzyków, pojedynczych wyrazów i zaśpiewów, jednogłosowych chórów z dyskretnym dodaniem brzmień elektroniki. Umiejętnie połączyła starożytność z nowoczesnością. A przede wszystkim stworzyła klimat dla "Orestei" - od pierwszego momentu, gdy publiczność, wchodząc na widownię, została otoczona muzyką chóru, aż po finał, w którym rozszalałe sekwencje instrumentów perkusyjnych symbolizowały Furie, ścigające zbrodniarza Orestesa. Przez muzyczny zgiełk przebijał się zaś słodki głos próbującego go bronić Apolla (kontratenor Artur Stefanowicz).

Z Teatrem Dramatycznym współpracuje wielu kompozytorów: od Pendereckego po Mykietyna. To, co zaproponowała Agata Zubel, jest czymś więcej niż muzyką ilustracyjną. Ona przekroczyła granice gatunkowe. Dotychczas opera próbowała otworzyć się dla teatru, czego dowodem cykl Opery Narodowej "Terytoria", którego "Oresteja" jest kolejną premierą. W Teatrze Narodowym jesteśmy świadkami, jak dramat stara się wchłonąć sztukę operową i jej artystów. Bez chóru Opery Narodowej, który był aktywnym uczestnikiem scenicznej akcji, "Oresteja" straciłaby po prostu sens.

To chór, choć z jego śpiewu rozumiemy tylko niektóre słowa, nadaje znaczenie przedstawieniu. W konfrontacji z muzyką dialogi o fiucie i cipie, dodane Ajschylosowi przez Maję Kleczewską, są trywialne, a zdarzenia rozgrywane między pralką a lodówką nie poruszają. Dzięki chórowi Opery Narodowej są prawdziwe emocje. Reszta wykonawców - z wyjątkiem wspaniałej Anny Chodakowskiej - z poświęceniem odgrywa kolejne etiudy aktorskie zadane im przez reżyserkę.

Agata Zubel wierzy, że Ajschylos napisał tragedię o ludzkich dylematach. Reżyserka Maja Kleczewska sądzi, że to rodzinny dramat, z którego bez jej pomysłów dałoby się co najwyżej wykroić telewizyjny news, jak o matce małej Madzi z Sosnowca.

Kontra Jacek Cieślak

Aktorzy zatopieni w pretensjonalności

Opóźniona premiera "Orestei" Mai Kleczewskiej zakończyła się smutną katastrofą. Reżyserka odkryła przyczyny naszych nieszczęść w zacofaniu polskich rodzin oraz ich prowincjonalności.

W apartamentowcu nowych elit - Atrydów - kłują w oczy zarówno stare meble, jak i stare grzechy. Agamemnon (Mirosław Konarowski), ktory poświęcił na wojnie córkę Ifigenię, jest zagubionym urzędnikiem. Tylko chaos polskiej machiny państwowej mógł wypchnąć kogoś tak bezbarwnego na strategiczny dalekowschodni front. Miał tam budować demokrację, a w domu jest satrapą gorszym niż Hussein. Zdrzemnie się na kanapie, zeżre kotleta. Seks to krótki, nerwowy orgazm knura.

Świetna Danuta Stenka w roli Klitemnestry gra matkę Polkę w typie jaki sportretowała w swojej autobiografii Danuta Wałęsowa - skromną, obsługującą męża na paluszkach. Jej pokora skrywa żądzę odwetu za córkę. Nigdy więcej nie chce znosić towarzystwa żadnego mężczyzny. Wyrzekła się nawet kochanka Aigistosa. Pod tym imieniem występuje czterech młodych pajaców. Gdy Agamemnon jest na wojnie - imprezują, bawią się w karaoke.

Niestety trzygodzinna "dramato-opera" tonie w mega pretensjonalności i stereotypach. Oglądamy narkotykowy "złoty strzał" wykonany w żyłę Klitemnestry przez mszczącego się za ojca Orestesa (Sebastian Pawlak) i jego kazirodczą szamotaninę z siostrą Elektrą (Kamila Baar) w rytm teledysku Dany Del Rey.

W finale Orestes wzywa do bezwarunkowego pojednania katów i ofiar, co pokazali już dawno w "(A)polonii" - Warlikowski i w "III Furiach" - Liber. Pewnie dlatego Kleczewska chce przelicytować ich mocnymi efektami. Sebastian Pawlak próbuje lepić twarz nowego człowieka - dosłownie, z ciasta, mieszając mąkę z farbami i włosami. Scena obnaża styl pracy reżyserki. Gdy nie wie, jak budować dramaturgię, pokazuje, co się da: cielsko łosia, stado zabitych kotów, kwiaty doniczkowe, taniec na linach, obraz płynących chmur i gnijących ciał.



Jacek Marczyński, Jacek Cieślak