szwarcman/
  blog.polityka.pl
  2012-03-28



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Pokój i wojna


    Zmieniam kolejność w tytule, bo taka ona jest w operze Prokofiewa, podobnie zresztą jak w oryginalnej powieści Lwa Tołstoja. Monstrualnie długi spektakl (skończył się o 23:20, a i tak – mówi dyrygent – jest skrócony o ok. 10 procent) składa się tylko z dwóch aktów; pierwszy jest obyczajowy, mieści się w nim cała historia księcia Bołkońskiego, Nataszy Rostowej, Anatola Kuragina i Pierre’a Biezuchowa. Drugi zaś – to jeden wielki fresk bitewny, z płonącą Moskwą, armatami, rozstrzelaniami, Napoleonem, Kutuzowem i czego tylko chcieć. Nic więc dziwnego, że chwilami odczuwało się dłużyzny, jak w przysłowiowych „ruskich filmach”. To znaczy, odczuwałoby się, gdyby nie wspaniała muzyka Prokofiewa, który, mimo że był to jeden z późniejszych jego utworów, w owych scenach bitewnych odnalazł jeszcze na moment swój dawniejszy pazur.

Monumentalna też jest inscenizacja Andrieja Konczałowskiego, choć nie przeładowana. Po bożemu, ale czasem sprowadzona do symboli (np. sala balowa tworzy się po prostu za opuszczeniem ze stropu kilku kolumn). Prawdziwym atutem są jednak wykonawcy – soliści, chór i orkiestra. Solistów Prokofiew zażyczył sobie w tym dziełsku aż 70 (niektórzy śpiewacy występują w różnych rolach, jak np. dawny laureat Konkursu Moniuszkowskiego, wspaniały bas Michaił Koleliszwili, który rysuje przedowcipnie postać starego księcia Bołkońskiego, a w II akcie jest najpierw generałem Benningsenem, a potem marszałkiem Davout). W tym tłumie da się jeszcze zauważyć parę znajomych nazwisk, a ogólnie obsada nie ma prawie słabych punktów.

Gergiev opowiadał nam dziś na popołudniowym briefingu, jak to było z jego debiutem w tej operze. Ówczesny dyrektor Maryjskiego, Jurij Temirkanow, wpuścił go jako szczeniaka na głęboką wodę: sam wziął dwa pierwsze spektakle (premiery), a jemu dał trzeci i czwarty. Podczas próby generalnej zaczął prowadzić, a po pewnym czasie przywołał go i powiedział mu, żeby go zastąpił, bo chce posłuchać z sali, jak to brzmi. No i tak się zaczęło. Spektaklem zadyrygował po jednej próbie. – I sam też tak później robiłem nie tylko z dyrygentami, ale i śpiewakami – dodał, opowiadając, jak 21-letniej Annie Netrebko kazał się nauczyć w dziesięć dni partii Zuzanny z Wesela Figara.

Co do Wojny i pokoju, powiedział swoim rosyjsko-angielskim volapuckiem, że prowadził już w życiu czetyre raznych prodakszns. Pytany, na czym polega, że ów spektakl powstał w koprodukcji z Met, skoro występują sami Rosjanie, odparł, że samych kostiumów trzeba było uszyć 750, a to jest bardzo drogie – wynika więc, że wkład Met był wyłącznie finansowy. W Met ten spektakl grany był 20 razy przy wyprzedanej sali, a w Maryjskim – nie pamięta, ile.

Kolega spytał, czy jeśli kieruje w naszej operze coraz to dłuższymi spektaklami, to może przyjdzie kolej na Wagnera? No, może i jest taka możliwość: właśnie nagrywają cały Ring na DVD (w naszej Mariinsky Label, powiedział); rok temu opublikowali też Parsifala. Co do Szymanowskiego i jego projektu z LSO z wszystkimi symfoniami, na razie poza Londynem aktualny jest Edynburg i Paryż, a co dalej, to się zobaczy. Chciałby być z tym w Moskwie, w Nowym Jorku i zapewne w Polsce. Ciekawe jednak, co powiedział przy tym: że w Nowym Jorku jednak bardzo odczuwa się kryzys, co widzi po nerwowości swoich dotychczasowych partnerów, natomiast w Rosji i Polsce nie jest on aż tak widoczny. Chyba to trochę pocieszające, nawet jeśli jest to tylko wrażenie przybysza z zewnątrz. No, ale też przyjmowany był tu po królewsku. Podobno rzecz kosztowała milion dolarów. Na szczęście sponsorów trochę się znalazło.

PS. A jednak Maestro wkurzył mnie dziś porządnie. Spóźnili się z Waldemarem Dąbrowskim na nasze spotkanie o 45 min., jadąc z rosyjskiej ambasady. Nie znoszę, kiedy ktoś uważa, że może lekceważyć czyjś czas, nawet jeśli jest wielkim artystą. Jacek Marczyński opowiada anegdotę, że przed premierą Króla Rogera w Maryjskim Gergiev zrobił konferencję na godzinę przed spektaklem, a kiedy zobaczył, że ładnie się rozkręca, wezwał przybocznego i kazał ogłosić, że z powodu korków na mieście opóźnia spektakl o pół godziny…



Dorota Szwarcman