nr 165, 16-07-2008 | ![]() |
i n f o c h o r | i n f o c h o r | i n f o c h o r | i n f o c h o r | i n f o c h o r |
Mamy nowego dyrektora Teatru Wielkiego
Marek Szyjko, kierownik produkcji największych przebojów musicalowych ostatnich lat ("Piotruś Pan", "Miss Sajgon", "Koty", "Taniec wampirów") będzie kierował łódzką operą - dowiedziała się nieoficjalnie "Gazeta". Dziś odbierze nominację |
Decyzję marszałka województwa, któremu podlega Teatr Wielki, musi jeszcze poprzeć na porannym spotkaniu Zarząd Województwa, ale to wydaje się tylko formalnością (kandydat był na kilku rozmowach). Nowego dyrektora wybrano bez konkursu, proponując mu trzyletni kontrakt menedżerski. Rozmowa z Markiem Szyjką Krzysztof Kowalewicz: Studiował pan dokumenty Teatru Wielkiego. Pierwsze wnioski? Marek Szyjko: Na razie uzyskałem podstawowe informacje o instytucji: czy teatr ma zadłużenie, ile daje premier i gra spektakli. Nie mogę jeszcze powiedzieć, czy w łódzkiej operze dzieje się coś niepokojącego, na ile Teatr Wielki odbiega od normy. Najbliższe miesiące mam zamiar spędzić na studiowaniu raportów kontroli finansowych przeprowadzonych w teatrze. Zostałem zobowiązany do przygotowania audytu dla marszałka, w którym wskażę kierunki rozwoju. Świadomie nie używam na razie słowa: naprawa, bo najpierw muszę się przyjrzeć strukturze i organizacji pracy. Za kilka miesięcy powiem, jak głębokie zmiany należy przeprowadzić. W 2003 r. wybuchł skandal z dyrektorem opery Marcinem K., który według prokuratury przywłaszczał pieniądze oraz fałszował faktury na szkodę teatru. Jego następca też stracił posadę za nieprawidłowości. To chyba nie najlepsze miejsce do pracy? - Z tego powodu to jest właśnie ciekawe miejsce. Nie będę ukrywał, że wiele osób pytało mnie i w tym pytaniu była zawarta wątpliwość związana z wyborem zamiany obecnego stosunkowo spokojnego miejsca pracy na gorący fotel w Łodzi. Mnie takie zadania pociągają. W nich czuję się lepiej niż w sytuacji ładu wewnętrznego. Dlatego przed laty po uporządkowaniu spraw w Romie odszedłem do niespokojnego Wielkiego. Za pana dyrekcji Teatr Wielki stanie się sceną musicalową? - Nie. Kilka lat pracuję już w operze narodowej i wyczuwam różnice. Repertuar łódzkiej opery jest na tyle bogaty, że nie potrzeba wprowadzać musicali. Nie interesuje mnie masowy widz, tylko ludzie, którzy kochają operę. Oczywiście chcę przyciągnąć inne środowiska, np. akademickie. Będzie pan wpływał na kształt artystyczny? - Wziąłem odpowiedzialność za cały teatr. Dlatego nie mogę powiedzieć, że to mnie nie interesuje. Wiele umów na przyszły rok zostało podpisanych. Przejrzy je pan, zerwie... - Nie zamierzam na siłę wykazywać, że wszystko, co zdarzyło się przede mną, było złe. Nie da się nowego programu zbudować w miesiąc. Czy będzie pan współpracował z obecnym dyrektorem artystycznym Kazimierzem Kowalskim, który proponuje mało odkrywcze realizacje? - Nie byłem w łódzkiej operze jakieś osiem lat. Czytam, co robi Bydgoszcz, Łódź, Wrocław. Dzisiaj bym się nie odważył oceniać tych inscenizacji. Potrzebuję szkiełka i oka, muszę sam je poznać. Chciałbym powołać radę artystyczną, w której znalazłyby się znaczące osobistości polskiej opery. Już prowadzę pierwsze rozmowy na ten temat. rozmawiał Krzysztof Kowalewicz |