Od kilku dni jest dyrektorem naczelnym Opery Narodowej. Były minister kultury zastąpił Janusza Pietkiewicza zwolnionego na początku nowego sezonu artystycznego przez obecnego ministra Bogdana Zdrojewskiego. Dąbrowski kierował już Operą Narodową w latach 1998-2002. Teraz jego współpracownikiem będzie reżyser Mariusz Treliński, który po dwóch latach przerwy powróci na stanowisko dyrektora artystycznego teatru.
Anna S. Dębowska: Podobno długo nie chciał się pan zgodzić na propozycję ministra Zdrojewskiego?
Waldemar Dąbrowski: Dziesięć lat temu, kiedy z identyczną propozycją zwróciła się do mnie minister Wnuk-Nazarowa, zastanawiałem się długo. Teraz było prościej, bo wracam po przerwie, by dokończyć to, czego nie zdążyłem zrobić wcześniej. To zaszczyt dla mnie i wielkie wyzwanie. Chcę przywrócić Operze Narodowej poziom artystyczny, którego wyznacznikiem były premiery "Madame Butterfly" i "Króla Rogera" Mariusza Trelińskiego, "Potępienia Fausta" Achima Freyera, baletów Jirziego Kyliána.
Pozostanie pan koordynatorem ds. organizacji Roku Chopinowskiego?
- To jest funkcja, którą można pogodzić z prowadzeniem teatru.
Co pan zastał w Operze Narodowej?
- To całkiem inny teatr niż ten, jaki opuszczałem parę lat temu. Chcę zasiać w nim ducha przemiany, by ludzie mieli motywację do pracy.
Jaki teatr chce pan robić z Mariuszem Trelińskim?
- Minister Zdrojewski spytał nas żartem, czy w ciągu czterech lat zrobimy z Opery Narodowej jedną z dziesięciu najlepszych oper na świecie. Odpowiedziałem, że w takim razie muszę mieć jeden z 30 najwyższych budżetów świata (śmiech). Nie stać nas na angażowanie gwiazd, ale mamy wspaniałych twórców teatralnych. Postawimy na ciekawy repertuar w niepowtarzalnych inscenizacjach i będziemy szukać wschodzących talentów wokalnych. Wzorem dla nas będzie raczej Frankfurt i Amsterdam niż konserwatywny Mediolan. Moim marzeniem jest zrealizowanie idei wspólnoty sztuk pod jednym dachem. W kwestiach artystycznych ostatnie słowo będzie miał Mariusz Treliński. Znamy się od 20 lat i doskonale rozumiemy.
Co panowie zrobicie, by ten sezon nie poszedł na straty?
- Codziennie wychodzę z teatru po godz. 23. Ustalamy, co się da jeszcze zrealizować. Na pewno 26 października odbędzie się premiera "Fausta" w reżyserii Roberta Wilsona, ale chcemy wprowadzić dwie korekty w premierach na dużej scenie. Przywrócimy cykl "Terytoria". Zamierzamy wystawić operę Pawła Szymańskiego odkładaną przez poprzednią dyrekcję. Planujemy też dużą premierę w reżyserii Mariusza Trelińskiego, a będzie to wileński "Borys Godunow" pod batutą jednego z najwybitniejszych dyrygentów. Staramy się, by w Warszawie zadyrygował Walery Giergiew, być może Kent Nagano. Mamy już głównego dyrygenta Opery Narodowej, którym został Jewgienij Wołyński.
W ostatnich latach żaden dyrektor Opery nie dotrwał do końca swojej czteroletniej kadencji.
- Nie da się tego teatru prowadzić bez dobrego porozumienia z ministrem kultury. Na szczęście mamy pełne poparcie Bogdana Zdrojewskiego.
rozmawiała Anna S. Dębowska
|