nr 86,
 12-04-2013



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Nuty zawsze pisze się długo


Kompozytorka Jagoda Szmytka o drodze, jaką trzeba przejść, nim powstanie nowy utwór, taki jak „Dla głosów i rąk” – jedna z premier „Projektu ’P’”.

    Jak zareagowała pani na propozycję z tak poważnej instytucji, jaką jest Opera Narodowa?

Jagoda Szmytka: Kompozytor dostaje zamówienia od różnych festiwali czy instytucji, ale mnie ciężar ich prestiżu nie paraliżuje. Uważam, że jeśli ktoś składa ofertę, to odpowiada mu, co robię. Nie czuję zatem skrępowania, czuję się wolna i nie staram się wpasować w czyjeś ramy, choć oczywiście każde działanie niesie pewne ryzyko.

Zdecydowała się pani stworzyć rozgrywającą się na wielu płaszczyznach opowieść o powstawaniu opery. To ma być rodzaj żartu?

Nie jest to pierwszy mój utwór o tym, jak robi się muzykę, choć poprzednie miały skromniejszą formę. Tym razem postanowiłam wykorzystać możliwości sceny i samego teatru. Pomysł przerodził się zaś w blok muzyczny, pokazujący proces powstawania utworu scenicznego oraz osoby, które biorą w tym udział, i całą tę instytucjonalną machinę. Odtwarzam wszystkie prezentacje, które musiałam przygotować, nim mój projekt został zaakceptowany. Dla Opery Narodowej powstało chyba pięć takich opisów.

To chyba najmniej przyjemny etap pracy kompozytorskiej.

Już się przyzwyczaiłam, tak się dzieje i przy innych utworach. Kiedy planuję instalację dźwiękową, jej wstępną prezentację muszę mieć gotową nieraz półtora roku wcześniej i rozpoczynam szereg spotkań z różnymi osobami: tymi, którzy zamawiają, tymi, którzy płacą za nią, tymi, którzy będą współuczestniczyć W realizacji...

Jest pani zatem zaprawiona.

W przypadku "Dla głosów i rąk" wystąpiło to w szczególnym natężeniu, począwszy od prezentacji aż do rozmów z muzykami. Najczęściej pracuję z zespołami, które specjalizują się w nowej muzyce, niektóre same zgłaszają się z prośbą o napisanie nowego utworu. Jest to więc rodzaj wzajemnej inspiracji, znamy się od lat, razem dorastamy artystycznie, mam u nich kredyt zaufania. W Operze Narodowej pierwsze spotkania z muzykami polegały na wzajemnej obserwacji. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, oni mieli prawo patrzeć powątpiewająco na młodą kompozytorkę, która nie wiadomo, co napisze.

Tę fazę nieufności macie już za sobą?

Z muzykami zdecydowanie tak. Pracuje też nad moim utworem świetna młoda dyrygentka Marta Kluczyńska. Okazało się, że jest w teatrze grono osób, które zaangażowały się emocjonalnie i mają ochotę doprowadzić projekt do końca.

To pani wybrała reżysera Michała Zadarę?

Nie bardzo wiem, co się dzieje w polskim teatrze, bo w kraju nie mieszkam od ośmiu lat i bywam tu rzadko. Gdy w 2011 roku rozpoczęły się rozmowy o tym projekcie, Mariusz Treliński umówił mnie z Michałem Zadarą. Zaiskrzyło od pierwszego spotkania, okazało się, że o różnych sprawach myślimy podobnie. Zaprosiłam go do współpracy przy moim projekcie na ubiegłorocznej Warszawskiej Jesieni, a teraz obnażamy tę machinę teatralną. Scenariusz "Dla głosów i rąk" jest naszym wspólnym dziełem.

Choć formalnie "Dla głosów i rąk" jest debiutem operowym, to w pani utworach muzycznych wizualizacje, ruch, gesty wykonawców zawsze mają duże znaczenie.

Tak, ja je nazywani nawet parametrami muzycznymi stosowanymi zamiast rytmu i harmonii. Dla mnie w grze kierunek i kształt gestu jest tak samo jak dźwięk.

Co pani daje pobyt w Niemczech?

Artystyczną wolność i ogromną różnorodność. Tu w muzyce nie ma jednego obowiązującego nurtu, panuje międzynarodowa różnorodność. Nawet dwaj najważniejsi obecnie kompozytorzy niemieccy - Helmut Lachenmann i Wolfgang Rihm - prezentują zupełnie różne światy. Jadąc do Niemiec, nie zamierzałam szukać jednego mistrza, chciałam znaleźć się pomiędzy kilkoma silnymi magnesami. Wybrałam sobie kilka osób, które mnie zainteresowały i postanowiłam zagłębić się w ich krajobraz muzyczny. Łatwiej bowiem wyczuć własny grunt, jeśli człowiek unika zbyt bliskiego kontaktu z jedną, silną osobowością.

Już pani wie, jak się zakończy ta przygoda z operą, czy też "Dla głosów i rąk" ciągle się rodzi?

Będzie się rodziło do samej premiery. Jest ileś gotowych modułów, nut na pewno nie zmienię, te zawsze pisze się długo, ale w naszym przedsięwzięciu są elementy, którym ostateczny kształt nadam z Michałem Zadarą podczas prób. I będą miały znaczenie dla całości tak jak przyprawy, które do sałatki dodaje się w ostatnim momencie, a przecież bez nich byłaby niesmaczna.



rozmawiał Jacek Marczyński