nr 2/08.01,
  05-01-2012

i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



"Halka" przeciwko tradycji


Oglądając nową inscenizację "Halki" w reżyserii Natalii Korczakowskiej, przypomniałem sobie wznawiany czasami w telewizji film "Warszawska premiera" w reżyserii Jana Rybkowskiego z 1951 roku. Treścią tego utworu, zrealizowanego w czasach panowania socrealizmu, są perypetie Stanisława Moniuszki, który wraz z librecistą Włodzimierzem Wolskim w 1858 roku przygotowywał w Warszawie premierę "Halki" w atmosferze konfliktów z urzędnikami carskimi i cenzurą. W przygotowaniu scenariusza tego filmu brali udział kierowniczka zespołu "Mazowsze" Mira Zimińska oraz Jerzy Waldorff. Zgodnie z polityką kulturalną tamtych czasów, dzieło Moniuszki zinterpretowane zostało jako klasowe i rewolucyjne na ludowym tle. Naszego wybitnego kompozytora popierają tam zdrowe siły przeciętnych obywateli, a zwalczają arystokraci i duchowni.

Jest rzeczą dziwaczną i paradoksalną, że "Halka" w Teatrze Wielkim, przeniesiona w umowne czasy współczesne i oderwana od kontekstu historycznego, wydaje się inspirowana socrealistycznym i klasowym duchem wspomnianego filmu. Moniuszko napisał swoją operę przed powstaniem styczniowym, w akcie narodowego solidaryzmu, w momencie rodzenia się wielkich idei pozytywizmu, ruchu ludowego i narodowego. Miało to niewiele wspólnego z ideami socjalistycznymi. Tymczasem w spektaklu Korczakowskiej oglądamy dramat współczesnej dziewczyny chorej z namiętności do zamożnego chłopca, a nie tragedię szlachetnej i beznadziejnej miłości dziewczyny z ludu do szlachcica. Umowne dekoracje sprawiają wrażenie jakiejś surrealistycznej przestrzeni, w której toczy się akcja przesiąknięta silnymi, zmysłowymi, prawie fizjologicznymi emocjami. Nawet słynny mazur został tu zrealizowany niemal jako parodia tradycyjnego wspaniałego wykonania, jakie znamy z wielu przedstawień. Wyrwanie "Halki" z tradycji i kontekstu historycznego sprawiło, że wymowa opery została sprowadzona głownie do współczesnych idei feministycznych i propagandowych klisz walki "biednych" z "bogatymi".



Mirosław Winiarczyk