nr 99,
  28-04-2010



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Grzeszna Katia musi umrzeć


David Alden zrobił w Warszawie spektakl ascetyczny, ale niesłychanie poruszający.

    "Katia Kabanowa" została wystawiona w Operze Narodowej wbrew regułom rządzącym tradycyjnym widowiskiem. Na ogromnej scenie przesuwa się pomalowana w brzydkie kolory ściana domu - główny element dekoracji. I jest kilkoro wykonawców w nieefektownych, burych ubraniach. A jednak przestrzeń, którą zwykle wypełniają wyszukane pomysły scenografów, tłumy statystów, tancerzy i chórzystów, nie razi pustką.

Spektakl wciąga, fascynuje, wręcz hipnotyzuje. Przemawia prawdą, szczerością uczuć, głębią psychologicznego rysunku postaci. Nie pokazuje koturnowych bohaterów, ale zwykłych ludzi z ich smutną egzystencją. To znakomite przedstawienie zawdzięczamy dwóm artystom: Leošowi Janáčkowi, który skomponował "Katię Kabanową", oraz Davidowi Aldenowi, który ją wyreżyserował.

Ukończona w 1921 r. "Katia Kabanowa" jest jedną z dziewięciu oper, jakie napisał Janáček. Kompozytor za życia ceniony - i to bez przesady - w ojczystych Czechach, w świecie doczekał się uznania pół wieku po śmierci (zmarł w 1928 r.). Od trzech dekad jego utwory nie schodzą z najważniejszych scen, u nas w ogóle na nie nie wchodzą, choć trudno zrozumieć dlaczego.

Janáček pisał muzykę nie najłatwiejszą, ale jakże bogatą w niuanse i o ogromnym ładunku dramatycznym. Świetnie czuł reguły teatru, z pięcioaktowej "Burzy" Ostrowskiego wykroił sobie znakomite libretto "Katii Kabanowej". Jego opera nie jest sztampowym wyciskaczem łez, choć opowiada o kobiecie, która, nękana wyrzutami sumienia po zdradzie męża i poniżana przez innych, popełnia samobójstwo. Równie ważny i przejmujący jest świat, w którym żyje Katia: mąż pijak, despotyczna teściowa i mieszkańcy miasta nad Wołgą, pragnący wyrwać się do lepszego świata, ale brak im odwagi lub pieniędzy.

Amerykanin David Alden zrobił spektakl z ogromnym szacunkiem dla kompozytora, co rzadkie w dzisiejszym teatrze. Wie, że na przykład po dramatycznym monologu Katii nie należy dodawać własnych pomysłów, lepiej wsłuchać się w potęgującą nastrój chwili muzykę Janáčka, zwłaszcza gdy orkiestrę prowadzi Tomáš Hanus. Warszawscy muzycy pod batutą czeskiego dyrygenta tworzą bowiem autentyczną kreację.

Reżyser nie eksponuje siebie, za to precyzyjnie prowadzi wykonawców. Jego spektakl jest surowy jak świat Katii i przejmujący jak jej tęsknota za miłością. Trzyaktowa "Katia Kabanowa" grana jest bez przerwy i przez dwie godziny trzyma widza w napięciu, choć akcja rozwija się powoli. Każda postać precyzyjnie wydobyta z mroku buduje napięcie, wszystkie gesty i spojrzenia mają znaczenie.

Perfekcyjny spektakl współkreują też soliści. Wioletta Chodowicz to wzruszająca Katia, tak wiele emocji potrafiąca oddać śpiewem. Towarzyszą jej Rafał Bartmiński, świetny jako małomiasteczkowy amant Boris, i Paweł Wunder (Tichon, mąż o słabym charakterze). Drugą parę kochanków tworzą Elżbieta Wróblewska (Warwara) i rewelacyjny Karol Kozłowski (Kudriasz).

Szkoda, że przedstawienie o randze niespotykanej w Operze Narodowej od lat zostanie zagrane w tym sezonie zaledwie trzy razy.



Jacek Marczyński