szwarcman/ blog.polityka.pl 17.01.2016 |
i n f o c h o r | i n f o c h o r | i n f o c h o r | i n f o c h o r | i n f o c h o r |
Takich władców nie ma
Przypadkiem się zdarzyło, że Opera Narodowa jest bardzo na czasie, bo nazwisko belgijskiego reżysera Ivo van Hove powtarzane jest ostatnio na całym świecie jako tego, który wyreżyserował musical Lazarus Davida Bowie. Do Mozarta, którego w październiku 2013 r. wystawił w brukselskiej La Monnaie, a teraz u nas, przyłożył się mniej. |
La clemenza di Tito, czyli Łaskawość Tytusa, to jak na Mozarta co tu gadać chałtura. Pisał ją dla chleba, zarobił na niej nieźle, a powstała z okazji koronacji Leopolda II na króla Czech prapremiera miała miejsce w Stavovskim Divadle, tam, gdzie świat usłyszał po raz pierwszy również Don Giovanniego. Było to więc dzieło okolicznościowe, kompozytor miał jednocześnie na warsztacie Czarodziejski flet, który o wiele bardziej mu odpowiadał, więc wszystko, co dobre, pchał do niego; Łaskawość jest wyraźnie wymuszona. Przede wszystkim zaważyła na tym treść: miał to być swoisty adres wiernopoddańczy, opis działań wspaniałomyślnego władcy pierwotne, wielokrotnie przez innych kompozytorów wykorzystywane libretto Pietra Metastasia Mozart kazał skrócić i przerobić (dokonał tego Caterino Mazzola) i całe szczęście, ale i tak bardzo to karkołomna historia. Władca ułaskawiający zdrajców? Zawsze wspaniałomyślny i dobry? Nie ma takiego zwierza. Sam Mozart chyba nie miał do tej treści zbytniego przekonania. Nawet recytatywy, czyli to, co najbardziej konwencjonalne, oddał do napisania (prawdopodobnie) Franzowi Xavierowi Süssmayrowi, temu samemu, który dokończył Requiem. Jest tam parę ładnych arii, w których kompozytor dał też robotę swemu przyjacielowi klarneciście Antonowi Stadlerowi, ale nie wpadają one też jakoś przesadnie w ucho. Jednak jest to Mozart, więc poniżej poziomu nie spada. Dorota Szwarcman |