nr 48/23.11,
  24-11-2015



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Nie taki straszny


    "Straszny dwór" zrealizowany w Warszawie przez Davida Pountneya pokazuje, że opera Stanisława Moniuszki może brzmieć współcześnie. A refren kawalerskich ślubów braci Stefana i Zbigniewa "Nie ma niewiast w naszej chacie. Vivat kawalerski stan!" mógłby stać się zawołaniem wielkomiejskich singli. Brytyjski reżyser przenosi akcję spektaklu w realia dwudziestolecia międzywojennego. Po podniesieniu kurtyny widzimy monumentalny mural inspirowany "Cudem nad Wisłą" Kossaka. Po scenie suną wielofunkcyjne szafy kryjące tajemnice szlacheckiego dworku. Twórcy kostiumów (Marie-Jeanne Lecca) i scenografii (Leslie Travers) posługują się symbolem i skrótem wizualnym, co czyni z klasycznej opery bogatą muzycznie baśń z tanecznymi akcentami i melodyjnymi ariami głównych bohaterów. Tego "Strasznego dworu" nie trzeba się bać.



Anna Miller