nr 110, 12 V 2005



JUŻ LICZĘ KOSZTY - Produkcja nowych inscenizacji to finansowa studnia bez dna



Sławomir Pietras, dyrektor naczelny Teatru Wielkiego - Opery Narodowej.

- Został pan szefem największego teatru operowego na świecie, czy też biurokratycznego molocha, nie reformowanego od lat? Która definicja Opery Narodowej bardziej panu odpowiada?

- Opowieści o tym, że na scenie tego teatru zmieściłaby się cała La Scala, już nie robią na mnie wrażenia. Pozostaje problem, jak wykorzystać tę ogromną przestrzeń, by dobrze służyła sztuce operowej i baletowej. Postanowiłem nie używać słowa: reforma, bo to jedynie wytrych, który jednych uspokaja, a drugim daje nadzieję, że może w końcu będzie lepiej. Będę się natomiast koncentrował na racjonalizowaniu zasad funkcjonowania teatru.

- To określenie też niewiele mówi, ale przynajmniej brzmi łagodniej niż: reforma.

- Ja myślę o konkretach. O zatrudnieniu, które trzeba zmniejszyć, mimo że to nie sztuka implikuje liczbę pracowników lecz, utrzymanie gmachu. Zwolnień grupowych nie będzie, ale pozostaje pytanie - jak duże powinny być zespoły zarówno artystyczne, jak i pomocnicze. Do jesieni będzie to przedmiotem szczegółowej analizy.

- Ale jako dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu wielokrotnie twierdził pan, że musi mieć na etatach duży zespół artystyczny.

- W polskich warunkach śpiewak prawie nie ma szans utrzymania się z własnej sztuki. To jedyny powód, dla którego etat solistyczny, będący przeżytkiem minionych epok, musi pozostać.

- To działalność niemalże charytatywna.

- W teatrze warszawskim z pewnością tak. Jest tu zatrudnionych około 20 osób od lat nie wychodzących na scenę. Myślę, że da się to zracjonalizować w ciągu roku, nie wcześniej. Układ zbiorowy, który nigdy nie został anulowany, pochodzi z roku 1966, dochodzenie praw pracowniczych na podstawie uregulowań z tamtej rzeczywistości można dziś uważać za kuriozalne. Jest to temat do trudnych negocjacji z licznymi związkami zawodowymi w teatrze.

- Nie uważa pan jednak, że ten teatr wymaga kompleksowych działań, a nie rozwiązywania pojedynczych problemów?

- Gdy chodzi o produkcję nowych inscenizacji, absolutnie tak. To finansowa studnia bez dna.

- Będzie pan uważnie patrzył, ile kosztują spektakle?

- W pierwszym dniu pracy wydałem zarządzenie, aby sporządzić kalkulację wstępną dwóch najbliższych premier. Na ogół w teatrach jest tak - spływające rachunki odkłada się na bok, a potem dopiero się je podlicza. Tymczasem trzeba najpierw przeanalizować koszty honorariów, potem ustalić rozsądne limity finansowe na zakupy środków inscenizacyjnych i wreszcie odpowiedzieć sobie, czy przewidujemy pracę w nadgodzinach. W praktyce najpierw mamy źle zorganizowaną szamotaninę, a tuż przed premierą zaczyna się harówka na okrągło.

- I to mówi dyrektor, który za partnera na stanowisku szefa artystycznego ma Mariusza Trelińskiego, znanego z najkosztowniejszych inscenizacji.

- A czy lepszym wyjściem dla Opery Narodowej byłby artysta, który pójdzie na każdy kompromis, byle tylko zaoszczędzić kolejne 5 złotych? Wśród ludzi, którzy w ostatnim dziesięcioleciu tworzyli polską operę, Mariusz Treliński wyróżnia się tym, że jego dokonania zaistniały w świecie. Kosztowne realizacje mogą więc powstawać w drodze kooperacji z innymi teatrami, co zmniejszy ich budżet. Myślę, że dyrektor artystyczny, który bywa partnerem dla ważnych teatrów na świecie, to także wyzwanie dla dyrektora-menedżera.

- A długo wytrzymacie razem?

- Jesteśmy do siebie podobni i naprawdę się uzupełniamy. Treliński nie ma też obciążeń charakterystycznych dla dyrektora-dyrygenta. Angażuje się w cały spektakl, a nie tylko w jego warstwę muzyczną.

- Na razie brakuje wam tego trzeciego - dyrektora muzycznego.

- Mamy tego świadomość. Jak tylko znajdziemy rozwiązanie, natychmiast o tym poinformujemy.

- Od wielu lat żaden z dyrektorów nie przetrwał w Operze Narodowej dłużej niż trzy sezony.

- Spróbujemy przymierzyć się do przekroczenia tej granicy.

- Nawet pomimo, że za kilka miesięcy zmieni się rząd?

- Mam nadzieję, że polityka znajduje się daleko od zarządzania sztuką. A w każdym systemie dyrektor opery jest zobowiązany zabiegać o życzliwość polityków, usilnie pozyskiwać sponsorów i dostarczać teatrowi repertuaru na poziomie godnym jego pozycji.

- Czy ma pan już skonkretyzowane plany artystyczne?

- Są to plany Mariusza Trelińskiego. Myślę, że będzie mógł o nich mówić za dwa, trzy tygodnie.


    strona główna     artykuły prasowe