nr 1/2007,   luty 2007

twoja muza


i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Następca Korda


Z Tomaszem Bugajem, dyrektorem muzycznym Opery Narodowej rozmawia Eugeniusz Ratajczyk

     1 grudnia 2006 roku został Pan dyrektorem muzycznym Opery Narodowej jako następca Maestro Kazimierza Korda. Czym jest dla Pana w bogatej już biografii artystycznej ta nominacja?

Jest wielkim wyzwaniem objąć stanowisko po Kazimierzu Kordzie, a wcześniej - Jacku Kaspszyku, i sprostać oczekiwaniom i utrzymać poprzeczkę na tej wysokości.... może nawet ją podnieść, bo przecież tego oczekuje się od dyrektora muzycznego.

Jak Pan przyjął tę nominację?

Jest ona spełnieniem moich młodzieńczych marzeń i ambicji. Od dzieciństwa pasjonowałem się teatrem. Pierwszą formą muzyczną, z jaką się zetknąłem, była opera. Moi rodzice byli wielkimi miłośnikami opery. Dzięki nim miałem kontakt z muzyką operową od wczesnego dzieciństwa. Później szkoła muzyczna trochę mnie od niej oddaliła. Kiedy kończyłem studiowanie dyrygentury, myślałem nawet o studiach reżyserskich. Chciałem łączyć muzykę i teatr. Tak się szczęśliwie złożyło, że otrzymałem propozycję pracy w Warszawskiej Operze Kameralnej (WOK) jako dyrygent-asystent. Dyrektor Sutkowski nie pozwolił mi na kontynuowanie studiów reżyserskich, więc praktycznie ich nie zacząłem. Nie zostałem więc zawodowym człowiekiem teatru a jedynie dyrygentem operowym. Przez pierwsze lata swojej pracy byłem związany z WOK i tam uczyłem się wszelkich możliwych form teatru.

Jakie nadzieje wiąże Pan ze swoim nowym stanowiskiem?

Że sprostam oczekiwaniom, jakie wiążą się z tą funkcją, a środowisko, zarówno muzyczne, jak i zespoły Opery Narodowej, zaakceptują mnie jako szefa muzycznego i że uda się nam wspólnie zaznaczyć w historii tej bardzo ważnej, chociaż obciążonej wieloma trudnościami instytucji.

Rozmawiamy 12 grudnia, niespełna dwa tygodnie po objęciu przez Pana funkcji dyrektora muzycznego Opery Narodowej. Zapewne zdążył się Pan już zapoznać z zakresem nowych obowiązków.

Jestem dopiero w trakcie zapoznawania się z nimi. Moje obowiązki są dość ściśle określone we współpracy z dyrektorami Karczykowskim i Pietkiewiczem. Będziemy się starali uczynić teatr miejscem atrakcyjnym, które gwarantuje wysoki poziom wykonawczy.

Jaką rolę w kształtowaniu repertuaru sceny narodowej winien pełnić jej dyrektor muzyczny?

Być jego współtwórcą. Oczywiście te decyzje muszą być podejmowane kolektywnie. Nie chcemy być teatrem jednego aktora ani jednego autora. Repertuar teatru narodowego, jakim jest Opera Narodowa, musi uwzględniać różne interesy, na przykład interes publiczności, a więc przynosić dużo atrakcyjnie podanych oper klasycznych wielkiego repertuaru światowego. Musi też uwzględniać repertuar narodowy, bo muzyka polska powinna stanowić jego trzon. Chciałbym, żeby znalazły się tam pozycje szczególnie mi bliskie, przede wszystkim opery Mozarta, Verdiego, a także zupełnie nieobecne w repertuarze Opery Narodowej opery Ryszarda Straussa.

Pana kadencja dyrektora muzycznego zaczęła się się jeszcze w Roku Mozartowskim. Może jest to szczególny prognostyk dla arcydzieł tego geniusza w Operze Narodowej. Wszak przez kilkanaście lat był Pan związany z WOK, specjalizując się właśnie w muzyce Mozarta. Jakie jego dzieła chciałby Pan zaprezentować pod własną dyrekcją?

Sprawa jest dość złożona, ponieważ WOK dzierży prymat na wykonywanie Mozarta w Warszawie. Oczywiście jest miejsce dla Mozarta także w repertuarze Opery Narodowej, czego najlepszym dowodem jest wielki sukces i niesłabnące powodzenie świetnej inscenizacji "Don Giovanniego". Moim marzeniem jest zadyrygować kiedyś operą, której nie było mi dane do tej pory poprowadzić. To "Idomeneo", typowa "opera grande", a więc pasująca do charakteru Opery Narodowej, choć zdaję sobie sprawę, że na jej inscenizację przyjdzie jeszcze poczekać.

Repertuar obecnego sezonu w Operze Narodowej zastał Pan już ustalony, o czym mówił na łamach "Twojej Muzy" 5/2006 dyrektor Pietkiewicz. Jaki udział w realizacji zamierzeń artystycznych tego sezonu przypadnie dyrektorowi muzycznemu?

Będzie on stosunkowo skromny. Wykorzystuję to, iż moja nominacja nastąpiła w środku rozpoczętego sezonu, i pragnę dokładnie zapoznać się ze specyfiką instytucji. Nie chcę innym odbierać gotowych przedstawień ani wchodzić nieprzygotowany w pozycje, które już są w repertuarze. Ale już niedługo przejmę przedstawienia "Traviaty", jednej z najpiękniejszych i najbardziej lubianych oper wszech czasów. Drugą pozycją z bieżącego repertuaru są balety do muzyki Karola Szymanowskiego. Ku naszemu wielkiemu żalowi dyrektor Kord wycofał się z ich prowadzenia, w związku z tym - jako wielki miłośnik muzyki Szymanowskiego - postanowiłem prowadzić następne przedstawienia osobiście. Wreszcie z końcem sezonu mam przygotować wznowienie "Aidy", nie mówiąc o programach koncertowych, które planujemy. Ale to wszystko jest w trakcie dopracowywania.

Dyrygenci symfoniczni, przywykli do eksponowania orkiestry, prowadząc spektakl operowy, często zagłuszają śpiewaków, zwłaszcza solistów. Pana instrumentem była przede wszystkim orkiestra. W Operze Narodowej orkiestra towarzyszy nie tylko śpiewakom (solistom i chórowi), ale także tancerzom (baletowi). Wszyscy na scenie są w ruchu, co stawia dyrygentowi zupełnie inne wymagania. Dyrygenci symfoniczni przywykli do eksponowania orkiestry. Kiedy prowadzą spektakl operowy, często zagłuszają śpiewaków, zwłaszcza solistów. A przecież nazwiska solistów, przede wszystkim tych sławnych śpiewaków, przyciągają do teatru operowego. Opera bez gwiazd wokalnych to jak dzień bez słońca. Co winien robić dyrygent, by tego słońca, jakim w operze jest śpiewak, nie zaćmić przytłaczającą eksponowanym brzmieniem orkiestrą?

Panować nad nią. To rzeczywiście jest wielkie zadanie dla dyrygenta, aby zapanować nad brzmieniem orkiestry, nie tracąc intensywności ekspresji, nie zagłuszać sceny, co w przypadku Opery Narodowej jest dodatkowym utrudnieniem w związku z nie najlepszą akustyką, choć nie jest aż tak zła, jak niektórzy mówią. To wszystko zależy też od inscenizacji, od tego, gdzie śpiewacy są ustawieni. Wracając zaś do pierwszego członu pytania, potwierdzam, że instytucjonalnie byłem głównie związany z polskimi filharmoniami, ale z WOK współpracowałem etatowo prawie do końca lat 80. Pracując jako dyrektor filharmonii, prowadziłem też wiele premier operowych w Polsce i na świecie. Opera zawsze istniała w mojej działalności. Nie jestem więc człowiekiem oddanym wyłącznie symfonice.

Ostatnio warszawscy melomani byli olśnieni wspaniałymi przykładami wykonań oper Rossiniego w TW - ON: "Tankreda" przez amerykańskiego dyrygenta Willa Crutchfielda, a znacznie wcześniej "Podróży do Reims" przez Włocha, Alberta Zeddę. Obydwaj ci znakomici dyrygenci wzorcowo poprowadzili orkiestrę, która pięknie towarzyszyła śpiewakom, nie zagłuszając ich, ale wtapiając się w urodę strony wokalnej i instrumentalnej dzieł włoskiego mistrza.

Chciałbym bardzo, żeby niedobra praktyka przyćmiewania solistów przez orkiestrę nie miała już miejsca w Operze Narodowej. Wzorce należy czerpać ze wspomnianych produkcji wspaniałych dyrygentów. Will Crutchfield rzeczywiście zabłysnął w "Tankredzie". W ciągu kilku prób doprowadził do stanu budzącego zachwyt: umożliwił zabłyśnięcie śpiewakom, a zarazem wydobył wyrafinowane i precyzyjne brzmienie orkiestry, w dodatku robiąc to wszystko taktownie i z gustem. Zaprosiliśmy go już do dalszych przedstawień.

W Operze Narodowej prowadził Pan spektakle "Romea i Julii" Prokofiewa oraz premierę "Siedmiu grzechów głównych" Kurta Weila. Co chciałby Pan, już jako dyrektor muzyczny tej największej sceny operowej, najwcześniej przedstawić jej sympatykom pod swoją batutą?

Wspomniałem już o mojej miłości do Mozarta, Verdiego i Ryszarda Straussa. Jeśli natomiast chodzi o balet, to ubolewam, ale nie mamy w tej chwili nic na przykład ze Strawińskiego. A przecież to klasyk baletu - obok Piotra Czajkowskiego i Sergiusza Prokofiewa - najważniejszy kompozytor. Będę się starał, aby szybko coś z klasyki Strawińskiego znalazło się w repertuarze i nie ukrywam, że chętnie wziąłbym wtedy sam batutę do ręki.

Co by to było? "Święto wiosny", "Pietruszka"...

Tak, ale mógłby to być tez na przykład "Pocałunek wróżki", którego nie kojarzę jakoś z naszą sceną narodową i naszymi baletami. A to przecież świetny utwór, stanowiący syntezę estetyki Strawińskiego chociażby z estetyką Czajkowskiego.

Według zapowiedzi dyrektora Pietkiewicza w repertuarze Opery Narodowej więcej miejsca niż dotychczas znajdzie się na kulturę rodzimą. Jakie polskie dzieło wybrałby Pan do zaprezentowania w pierwszej kolejności pod własnym kierownictwem?

Gdybym miał taki wybór, niewątpliwie padłby on na "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego. Tak się akurat składa, że ostatnio opera ta była grana dość często w znakomitej realizacji Mariusza Trelińskiego pod batutą Jacka Kaspszyka, a więc prawdopodobnie na nową inscenizację przyjdzie nam poczekać, ale byłby to mój pierwszy wybór. Następnie - nie będę się na pewno uchylał od poprowadzenia wznowienia czy premiery którejś z wielkich oper Moniuszki. Od niego przecież zaczynałem swoją znajomość opery. Był on w dodatku pierwszym kompozytorem wielkiego repertuaru operowego, którym dyrygowałem. Pierwszą bowiem dużą operą, jaką prowadziłem, był "Straszny dwór" w TW w Łodzi.

Wymienił Pan jednak na pierwszym miejscu "Króla Rogera". Czy nie jest to dziwny zbieg okoliczności, że tę operę poprowadził daleko za oceanem Pana profesor, Stanisław Wisłocki. Wie Pan gdzie?

W Buenos Aires, oczywiście. Powiem więcej - to wielki zbieg okoliczności, ponieważ mój przyszły zięć pochodzi właśnie z Buenos Aires, a jego ojciec był koncertmistrzem w tamtejszym słynnym Teatro Colon.

Kiedy dyrektor muzyczny Opery Narodowej stanie po raz pierwszy za jej pulpitem dyrygenckim?

Bardzo niedługo. Juz 20 grudnia poprowadzę spektakl "Traviata".

Jaki udział w spektaklach realizowanych pod muzycznym kierownictwem zapraszanych dyrygentów ma dyrektor muzyczny Opery Narodowej?

Współdecyduje o doborze tych dyrygentów, co jest bardzo ważne, ale jak potem będzie się to układało w trakcie, pokaże życie. Natomiast dobór takiego dyrygenta, jak Will Crutchfield, zaproponowanie mu dalszych premier w naszym repertuarze, sugestie dotyczące innych gościnnych dyrygentów - to jest moje zadanie i chciałbym się z niego godnie wywiązać, z pożytkiem dla poziomu naszej instytucji.

Czy wzorem dyrektora Korda będzie Pan miał także własnego dyrygenta-asystenta. Wszak ma Pan jeszcze inne obowiązki, wynikające z prowadzenia klas dyrygentury w akademiach muzycznych Krakowa i Warszawy. Może będzie nim jeden z Pana elewów?

Nie wykluczam tego, ale obecnie Opera Narodowa ma na etacie bądź na umowach okresowych asystentów, którzy świetnie wykonują swoje zadania. Instytucja tak wielka jak Opera Narodowa, prowadząca działalność na tak szerokim polu musi mieć kilku dyrygentów-asystentów. Może z czasem znajdzie się tam miejsce i dla któregoś z moich absolwentów. Ogrom zadań, jakie teraz mam przed sobą w Operze Narodowej, spowoduje zapewne ograniczenie mojej pracy pedagogicznej. Nie da się jej łączyć w pełnym wymiarze bez szkody dla jednej i drugiej działalności. Obecnie priorytetem musi być Opera Narodowa. Zatem doprowadzam moją klasę krakowską do końca roku akademickiego, odpowiednio aranżując tam zajęcia (niestety, nie będą się one mogły odbywać tak jak do tej pory), a od przyszłego sezonu będę zmuszony tę działalność bardzo ograniczyć, wręcz zawiesić, natomiast kontynuować tylko warszawską, i to też w dość skąpym przedziale czasowym, ponieważ opera jest zazdrosna, wymagająca i trzeba się jej poświęcić bez reszty.

Jak Pan znajduje obecny stan artystyczny orkiestry Opery Narodowej? Czy słysząc ją w ostatnich przedstawieniach, odczuwa Pan radość muzykowania z tym zespołem?

Zdecydowanie tak. Dwa spektakle, których ostatnio słuchałem (balet "Czajkowski" prowadzony przez Tadeusza Strugałę, gdzie orkiestra wykonuje wielkie dzieła symfoniczne rosyjskiego mistrza i wymieniony już wcześniej "Tankred" Rossiniego), dowiodły, że orkiestra ta ma ogromne możliwości zarówno w repertuarze monumentalnym i późnoromantycznym, jak i w subtelnym, klasycznym Rossinim, i potrafi to grać. Nie można zepsuć pracy poprzedników, bo ona była znakomita. Najbardziej surowi krytycy nie mogą przecież odmówić Jackowi Kaspszykowi świetnej roboty z orkiestrą. Zrobił z nią wielki krok do przodu, a Kazimierz Kord z pewnością kontynuował tę pracę. Dostaję zespół w dobrym stanie. Jeżeli czasem zdarzają się może przedstawienia nieco odstające od poziomu tych najlepszych, to przecież może się tak przytrafić w każdym teatrze repertuarowym. W takim teatrze przedstawienia, które powtarza się rzadko, bez odpowiedniej liczby prób, troszkę jakby przysychają i gasną. To jest zawsze problem i nad tym będziemy pracować.

Życzę dobrej współpracy. Oby zaowocowała pięknymi spektaklami w całej Pana kadencji. Jak długo ona potrwa?

Umowę podpisałem do 2010 roku. ■



rozmawiał Eugeniusz Ratajczyk


Tomasz Bugaj, dyrygent i pedagog, studia muzyczne odbył w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej (dziś Akademia Muzyczna) w latach 1969-1974 pod kierunkiem Stanisława Wisłockiego. Jednocześnie (1969-1972) studiował muzykologię na Uniwersytecie Warszawskim. Jest laureatem międzynarodowych konkursów dyrygenckich w San Remo 1976 (nagroda specjalna), w Bristolu, w Wielkiej Brytanii 1978 (I nagroda), a także Premio de la Critica po serii koncertów w Chile w 1994 r. W latach 1974-1988 stale współpracował z Warszawską Operą Kameralną, w której przeszedł wszystkie etapy zawodowe (od asystenta do pierwszego dyrygenta i dyrektora muzycznego) i zetknął się z niezwykle rozległym repertuarem - od średniowiecza po współczesność. Specjalizował się przede wszystkim w muzyce Wolfganga Amadeusza Mozarta. Równocześnie (w latach 1980-1984) pełnił funkcję dyrektora artystycznego Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy. Później tę samą funkcję sprawował w Filharmonii im. Artura Rubinsteina w Łodzi (1987-1990) i w Filharmonii Krakowskiej (1998-2005). Od 1997 r. prowadzi także klasę dyrygentury w Akademii Muzycznej w Krakowie, której w latach 2000-2005 był kierownikiem. Jest również profesorem Akademii Muzycznej w Warszawie. Dyrygował największymi orkiestrami w Polsce. Prowadził też orkiestry zagraniczne, koncertował w wielu krajach Europy oraz w Stanach Zjednoczonych i Chile. Uczestniczył także w prestiżowych festiwalach muzycznych. Prowadził wiele produkcji operowych w Hiszpanii, głównie w Bilbao, współpracował z teatrami operowymi w Aachen, Opera North, Leeds, z Teatrami Wielkimi w Łodzi, Poznaniu i Warszawie, z Operą Bałtycką w Gdańsku. Dokonał wielu nagrań radiowych, płytowych i telewizyjnych w kraju i za granicą (BBC, WDR, NDR, Polskie Nagrania, Orfeo i in.). Od grudnia 2006 jest nowym dyrektorem muzycznym Opery Narodowej.

    strona główna     artykuły prasowe