Występ Piotra Beczały zaliczanego do ¶wiatowej czołówki tenorów udało się zorganizować dzięki uprzejmo¶ci ¶piewaka, który lukę w szczelnie wypełnionym kalendarzu ofiarował Warszawie. Był to dar i¶cie królewski, bo takiego głosu tenorowego w popisowej partii księcia w "Rigoletcie" Verdiego mury Wielkiego dawno nie słyszały. Usłysz± jeszcze dzi¶.
W roli księcia uwodziciela spisuje się znakomicie. Glos miękki, soczysty, o doskonałej no¶no¶ci i dĽwięczno¶ci, wspaniałe górne dĽwięki z nieodł±cznym wysokim C to zalety, jakich próżno szukać u ¶piewaków, których słuchamy na co dzień. Szczególnie wielkie wrażenie robi u Beczały doskonała emisja głosu, pewien niedosyt pozostawia za to ¶piew piano, lekko przyduszony i ¶ci¶nięty, trac±cy naturalnie piękn± barwę. To jednak niewielka rysa na wspaniałym talencie artysty, który księcia Mantui od¶piewał i odegrał wręcz popisowo.
¦wietnie się stało, że w kilka miesięcy po jego debiucie w tej partii w Metropolitan Opera oklaskiwali¶my go w Warszawie. Niestety, zawiedli partnerzy ¶piewaka. Wprawdzie Mikołaj Zalasiński w roli Rigoletta był w nieco lepszej formie wokalnej niż podczas wznowienia spektaklu, ale jego interpretacja pozostawiała zbyt wiele do życzenia. Nie lepiej rzecz się miała z Gild±, czyli Turczynk± Yeld± Kodalli.
Katarzyna K. Gardzina
|