1.IV.2006


Cyganeria tak jak w wielkim kinie



Warszawska „Cyganeria" to uniwersalna opowieść o życiu i śmierci, o hierarchii wartości, o miłości, która, choć trwa zaledwie chwilę, jest w stanie odmienić nasze losy


            W czwartek zobaczyliśmy „La Boheme" („Cyganerię") Giacomo Pucciniego w reżyserii Mariusza Trelińskiego pod dyrekcją artystyczną Kazimierza Korda. Po latach pracy w operze reżyser powraca do Pucciniego. To właśnie „Madame Butterfly" wystawiona w Warszawie w 1999 r. przyniosła mu na tym polu pierwszy wielki sukces.

„La Boheme", czyli „Cyganeria", to opera w czterech obrazach do libretta przygotowanego według „Scenes de la vie de boheme" Henriego Murgera - twórcy powieści ukazującej się od 1844 roku w odcinkach w czasopiśmie „Corsaire", później zaś wydanej w formie książkowej. Dwudziestokilkuletni autor opisywał znane mu doskonale życie codzienne paryskiej cyganerii zamieszkującej Dzielnicę Łacińską w połowie XIX wieku. Bohaterami Murgera byli młodzi artyści (malarze, muzycy, filozofowie, poeci), buntownicy, kontestatorzy żyjący chwilą, bawiący się bez opamiętania. Luigi Illica oraz Giuseppe Giacosa - libreciści opery - z obszernego dzieła wybrali cztery zwarte epizody zamykające się w jedną całość. I to do nich muzykę skomponował Giacomo Puccini. Premiera opery odbyła się w Teatrze Królewskim w Turynie l lutego 1896 roku, poprowadził ją Arturo Toscanini.

Warszawska „Cyganeria" nie ma jednak nic wspólnego z paryskim klimatem XIX stulecia. Nic w spektaklu nie determinuje miejsca oraz czasu akcji. Opera jest na wskroś współczesna. Rozgrywa się tu i teraz. Treliński wydobywa z dzieła Pucciniego/Murgera treści najbardziej istotne. Odrzucając „historyczne bibeloty", twórcy spektaklu pokazują głęboką prawdę o ludzkim życiu - kruchym, niepewnym, poddawanym ciągłym wstrząsom. A że styl życia dzisiejszej cyganerii nie przypomina tego XIX-wiecznego, więc i wykorzystane środki muszą być diametralnie inne. Mansardę nad dachami Paryża zastępuje oszklony, przestrzenny loft, bardziej charakterystyczny dla Nowego Jorku czy Berlina niż współczesnego Paryża. To w nim rozgrywają się dwa skrajne, kluczowe dla całej opery obrazy - Mimi poznaje Rodolfa, to tu wreszcie, chora na gruźlicę, umiera na jego rękach.

Obraz trzeci to nie szynk, ale scena przed klubem strzeżonym przez „bramkarzy" i „selekcjonerów". Jedynie w najbardziej widowiskowym drugim obrazie czuć klimat przeszłości. Scenografia klubu Momus więcej ma wspólnego z typowym paryskim kabaretem niż z „trendy-miejscami" bawiących się dzisiaj artystów. Treliński wraz ze swoją stałą ekipą (Boris Kudliczka - scenografia, Małgorzata Szczęśniak - kostiumy) tworzy po raz drugi bodaj - od czasu berlińskiej „Damy pikowej" - spektakl na wskroś realistyczny.

Wprawdzie weryzm Pucciniego poniekąd do tego zobowiązuje, ale reżyser idzie jeszcze dalej. Poza fajerwerkową - dosłownie i w przenośni - sceną w klubie Momus całość jest posępnie naturalistyczna: z towarzyszącym całemu dramatowi, bijącym o okna, przejmującym deszczem, ze świetnie pomyślanymi projekcjami wideo w scenie miłosnej głównych bohaterów (w pierwszym obrazie) - Rudolf filmuje Mimi (niestety, nieodtworzonymi na skutek awarii technicznej) - czy wreszcie w do bólu realistycznej odsłonie trzeciej rozgrywającej się wśród minimalistycznej ulicznej scenografii. Po raz pierwszy Treliński wszystkie akty umieścił w tej samej, odpowiednio modelowanej przestrzeni. Nowy spektakl „Cyganerii" ma w sobie wiele z filmu, techniki operowania konkretnym obrazem, pokazywania świata poprzez pryzmat zamkniętych kadrów. Nie brak w nim elementów znanych z poprzednich realizacji, zwłaszcza w efektownej scenie w klubie Momus (króliczki z „Playboya").

Pod względem muzycznym inscenizacja „Cyganerii" poprowadzona przez Kazimierza Korda przynosi wiele satysfakcji. Znakomita i równa obsada bohaterów głównych spowodowała, że każdy z wokalnych „elementów" był na swoim miejscu. Trzy kluczowe postacie kreowali młodzi rosyjscy artyści, wychowankowie Akademii Młodych Śpiewaków przy Teatrze Maryjskim w Sankt Petersburgu: Sergiej Semiszkur (Rodolfo) - doskonale prezentujący się tenor o pełnym, ciepłym głosie; Karina Czepurnowa (Musetta) - ekspresyjna, dynamiczna, świetna aktorsko oraz Jekatierina Sołowjowa (Mimi) - początkowo zanadto nieśmiała, jednak rozkręcająca się z każdą kolejną sceną (doskonale fizycznie pasująca do kruchej, urokliwej tytułowej bohaterki). Rosyjskim śpiewakom udanie wtórowali Polacy, zwłaszcza Mikołaj Zalasiński jako Marcello i Wojciech Gierlach jako Colline. Orkiestra pod batutą Kazimierza Korda brzmiała z klasą i elegancją, świetnie podążała za narracją tekstu.

„Cyganeria" Trelińskiego/Korda to spektakl pełen wzruszających momentów i bardzo bliskich nam wszystkich uczuć. W Warszawie będzie się z pewnością podobał. Ciekawe jednak, jak zareaguje amerykańska publiczność, gdy zobaczy go na otwarcie sezonu 2007/08 w Operze w Waszyngtonie?


Giacomo Puccini „La Boheme"; reżyseria: Mariusz Treliński, scenografia Boris Kudliczka, kostiumy Małgorzata Szczęśniak, soliści, chór i orkiestra TWON, dyr. Kazimierz Kord. Premiera 30 marca 2006 (koprodukcja z Operą w Waszyngtonie)

JACEK HAWRYLUK






    strona główna     recenzje premier