21 XII 2004 r.



Dama bez atu



Wyczekiwana premiera Mariusza Trelińskiego w Operze Narodowej byłaby pięknym zwieńczeniem roku, gdyby nie pech - pierwszemu tenorowi odebrało głos. "Dama Pikowa" Czajkowskiego - opera piękna i mistrzowska, ma złą sławę. Mawia się, że towarzyszy jej pech.


Gdy rok temu Treliński przygotowywał premierę tej opery w Berlinie, z Placido Domingo w roli głównej, w ekipie zdarzyło się kilkanaście wypadków. Nic się nikomu nie stało, wszyscy stwierdzili jednak, że zły duch Damy Pik czuwa.

Odwaga Hermana


W Warszawie pech dopadł wczoraj odtwórcę pierwszoplanowej roli Hermana - Pawła Wundera. Już na wejściu pracownicy opery informowali o niedyspozycji znakomitego śpiewaka (pamiętna rola w "Królu Ubu" K. Pendereckiego). Po pierwszym akcie dyrektor Opery Narodowej Jacek Kaspszyk oznajmił: "Przepraszamy, nasz solista ma chore gardło, ale postanowił dokończyć partię" .

Na widowni, wypełnionej po brzegi przedstawicielami świata kultury i polityki (był m.in. poseł Marek Borowski i minister Waldemar Dąbrowski), rozległy się uprzejme brawa. Równie beznamiętny aplauz Paweł Wunder otrzymał na finał. Rolę dokończył z chrypką nie dającą się zatuszować aktorstwem. Pytanie tylko, dlaczego zdecydowano się na tak ryzykowne posunięcie?

Przecież każda premiera ma podwójną obsadę po to, by w razie konieczności ją wykorzystać. Odwołanie występu nie przyniosło ujmy nawet Marii Callas. Ona miała odwagę rezygnować ze śpiewu choćby przed koronowanymi głowami, gdy głos odmawiał jej posłuszeństwa.

Geniusz i Hrabina


Ale warto było przybyć na tę premierę dla wspaniałej inscenizacji Mariusza Trelińskiego. Stronę muzyczną przedstawienia ratowali, nie zważając na pecha, prowadzący spektakl Kazimierz Kord i pozostali soliści.

Ekspresyjny śpiew i kolorystyka to główne atuty tej inscenizacji. Piekielna czerwień kasyna, czysta biel panieństwa Lizy, szaruga nad Newą i bodaj najmocniejsza scena w sypialni Hrabiny, z której życie uchodzi na tle jarzących się rentgenowskich zdjęć. Genialna w tej roli Małgorzata Walewska na dobrych kilkanaście minut wbiła publiczność w fotele. Wzruszającą kreację stworzyła też Lada Biriucov w roli Lizy. Świetny był też Artur Ruciński jako Książę Jelecki. Ale oni, w przeciwieństwie do chrypiącego Hermana, nie byli cały czas na scenie.




    strona główna     recenzje premier