26-10-2014
i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



"Kupiec wenecki" Andrzeja Czajkowskiego na otwarcie sezonu w TW-ON


24 października 2014 roku w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej odbyła się polska premiera opery Andrzeja Czajkowskiego "Kupiec wenecki". Spektakl zainaugurował nowy sezon artystyczny 2014/15, był też pierwszą premierą tegorocznej odsłony cyklu Terytoria. O realizację przedsięwzięcia poproszono doświadczonego Keitha Warnera, który ma już za sobą 150 realizacji operowych, m.in. w Covent Garden i Bayreuth. Od 4 lat współpracuje z TW-ON (Diabły z Loudun, Wesele Figara). Za reżyserię "Kupca weneckiego" w Bregencji otrzymał w Londynie Opera Award 2014 roku, branżowego Oscara za realizację opery współczesnej.

   

William Szekspir nigdy nie był w Wenecji, bo chyba nigdy nie opuścił Anglii. Dla współczesnych pisarzowi zwolenników Króla Jakuba, Wenecja jawiła się jako miejsce zbrodni, seksu, handlu oraz kojarzyła się z podejrzanymi sprawkami przebiegłych Włochów. W umyśle twórcy Wenecja to miejsce, gdzie wszystko jest możliwe. W tej wersji nie ma ani gondoli, ani kanałów. To jest miejsce, w którym rządzi pieniądz.

Andrzej Czajkowski był wielkim miłośnikiem W. Szekspira. Z szacunkiem odnosił się do tekstów wielkiego Anglika i pewnie dlatego nie stworzył własnej wersji jego sztuki. Trzydzieści lat po śmierci polskiego kompozytora światowa publiczność usłyszała wreszcie jego jedyną operę. W lipcu 2013 roku, dzięki staraniom Davida Pountneya, doszło do jej światowej prapremiery na festiwalu w Bregencji. Ten sam spektakl, zrealizowany w koprodukcji z austriackim festiwalem, zobaczyła teraz publiczność w Operze Narodowej. Wielkie dzieło twórcy, który jako dziecko został cudem uratowany z warszawskiego getta, pokazano w Warszawie. W utworze nie ma żadnych odniesień do polskiej przeszłości kompozytora, ale słynna historia Shylocka, z jej antysemickimi akcentami, zabrzmiała w polskiej stolicy chyba inaczej niż w Austrii. Nie pomogła poprawność polityczna, czekaliśmy w teatrze na twarde moralizatorstwo i takie też usłyszeliśmy. Zdaniem twórcy asymilacja Żydów ciągle trwa i nawet małżeństwo z chrześcijaninem nie pomoże w ukryciu pochodzenia, a biedna Jessica, córka Shylocka, będąc żoną Lorenza, nie pozbyła się demonów przeszłości i pochodzenia. Nawet w środowisku przyjaciół w Belmont wytykane jest jej żydostwo. Właśnie takie pokazanie problemu antysemityzmu, nawet w dzisiejszych czasach, wydaje się być zrozumiałe dla każdego polskiego widza, bo te uprzedzenia wciąż tkwią w naszym społeczeństwie. Decyzją scenografa i reżysera przeniesiono akcję dramatu do XX wieku, w czasy, kiedy nie liczy się klasa ludzi i ich pochodzenie, a tylko pieniądze. Twórcy uważali, że realia XX wieku będą bardziej zrozumiałe dla współczesnego widza niż epoka elżbietańska. O dziwo jednak to nie pieniądze i walka w świecie finansjery jest najważniejszym wątkiem. Pierwszoplanowy staje się właśnie wątek żydowski.

Przed wejściem do teatru widzimy na plakacie autorstwa Adama Żebrowskiego portfel i skalpel, za pomocą którego można wyciąć jeden funt ciała. Zdaniem Dyrektora Waldemara Dąbrowskiego plakat jest dosłowny i doskonale ilustruje problematykę dramatu Szekspira. Walka o wykrojenie kawałka ludzkiego ciała stanowi osnowę akcji przedstawienia, rozgrywanego w bardzo dobrym tempie i zagranego w sposób prawie że filmowy. Niezwykle funkcjonalna, pomysłowa i praktyczna scenografia Ashleya Martina-Davisa – zmieniająca swoje przeznaczenie w każdym kolejnym epizodzie – pozwala współczesnemu widzowi śledzić akcję opery niczym w pasjonującym thrillerze, szkoda, że czasami jednak ze szkodą dla muzyki. Jeśli widz chce uważnie obserwować skomplikowane wątki, to może łatwo stracić z pola widzenia (a właściwie słyszenia) muzykę, która jest integralną strukturą dramatu Szekspira.

Andrzej Czajkowski to kompozytor dopiero odkrywany w Polsce. Na konferencji prasowej dyrygent Lionel Friend powiedział, że to nie jest muzyka pianisty, ale wielkiego kompozytora, którego – jako dyrygent – może porównać do Maurycego Ravela. Dodał też, że - jak na próbach mówili członkowie orkiestry - gdyby Andrzej Czajkowski dalej komponował, to jego następne utwory byłyby prostsze. Stwierdził, że Kupiec wenecki to dzieło wielkiego kalibru. Orkiestra Opery rzadko gra taką muzykę, bo nie jest to ani Verdi, ani Wagner. Zdaniem dyrygenta muzyka napisana na kontrafagot jest wprost niezwykła. Partiom Schylocka towarzyszą puzony i tuby, które są ze sobą skojarzone i grają tylko w I i III akcie. Harfa pojawia się zaś tylko w akcie II i epilogu. Orkiestra, która towarzyszy Portii, gra tylko w rezydencji w Belmont, więc w przedstawieniu mała grupa muzyków pojawia się na proscenium, jako prywatny zespół bogaczki. Zdaniem dyrygenta to nie jest partia muzyczna, ale posmak dawnego świata.

Kupca weneckiego Czajkowski napisał wspólnie z librecistą Johnnem O'Brienem. Intencje twórców wzmocnił reżyser Keith Warner. Przeniósł akcję w lata 20. poprzedniego stulecia, w czasy rozkwitu nowoczesnego kapitalizmu. Choć Czajkowski, pracując nad "Kupcem weneckim", nie miał wielkiego doświadczenia kompozytorskiego, to mimo to stworzył wielką, trzygodzinną, szekspirowską operę na dwunastu bohaterów. W międzynarodowej obsadzie spektaklu zobaczyliśmy znakomitych śpiewaków. Największe wrażenie zrobił baryton Lester Lynch w roli Shylocka. Ten znakomity baryton, z powodzeniem występujący na wielu scenach na świecie, zagrał przekonująco bogatego Żyda, a jego śpiew uwypuklił skomplikowane rozterki duszy bohatera. Najwspanialej wypadł w scenie sądu, w której świetnie partnerowali mu Christopher Robson jako Antonio i Sarah Castle jako Portia. Robson, pomimo kłopotów wokalnych w pierwszym akcie, pokazał w tej scenie, że jako kontratenor ma znakomite możliwości i słusznie jest uważany za światowego propagatora muzyki współczesnej. Trudna rola Sarah Castle spełniła się właśnie w scenie sądowej, gdy w przebraniu prawnika dokonuje egzekucji biednego Shylocka. W obsadzie tym razem nie było słabych punktów. Jak zawsze znakomicie zabrzmiał chór Opery Narodowej, któremu towarzyszył znakomity Chór Dziecięcy "Artos" im. Władysława Skoraczewskiego. Orkiestra Teatru Wielkiego – Opery Narodowej pod dyrekcją Lionela Frienda zagrała muzykę Andrzeja Czajkowskiego tak, jak gdyby specjalizowała się w graniu takiej właśnie muzyki - nowej, jeszcze nieznanej. Wydobywała niuanse i smaczki muzyczne, które dopowiadały akcję sceniczną opery, choć nie była to muzyka ilustracyjna.

Po przedwczesnej śmierci artysty w 1982 r. jego nazwisko pojawiło się znów w Polsce. Podczas oklasków na scenę wniesiono portret kompozytora. Był to jednak moment żalu, a nie triumfu. Żalu, że utraciliśmy tak wielkiego twórcę.



Wojciech Giczkowski