nr 120
  25-05-2015



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Wybuchu nie było od tego dynamitu


"Projektem P" młodzi kompozytorzy chcieli zburzyć anachroniczny teatr, ale zabrakło im odwagi. I chyba umiejętności.

   

Premiery "Requiem dla ikony" Katarzyny Głowickiej oraz "Voyagera" Sławomira Kupczaka kończą "Projekt P" w Operze Narodowej. W ciągu trzech lat sześciu młodych twórców zaprezentowało sześć utworów napisanych dla tego teatru. Taka inwazja nowej muzyki to rzecz niespotykana na polskich scenach.

Szóstka wybrańców z pokolenia 30-latków już wcześniej zwróciła na siebie uwagę swoją muzyką, nie tylko w kraju. Trójka działa na stałe poza Polską, wszyscy zdobywali międzynarodowe nagrody, ale z tradycyjnym teatrem operowym nie mieli do tej pory kontaktu.

Wpuszczenie ich do Opery Narodowej było więc jak podłożenie dynamitu pod zabytkowy gmach. A jednak eksplozja nie nastąpiła, pojawiło się tylko trochę dymu i sztucznego ognia.

Wszyscy deklarowali chęć zerwania z konwencją, ale tylko Wojtek Blecharz w "Transcryptum" w 2013 roku miał odwagę porzucić scenę. Zaproponował rodzaj performansu, zabrał widzów w wędrówkę po zakamarkach Opery Narodowej z dodatkiem mistycznych dźwięków. Ale już Jagoda Szmytka ("Dla głosów i rąk", 2013) zaproponowała starą zabawę w teatr w teatrze z kapryśną primadonną i dyrektorem.

Tegoroczne propozycje też zmieściły się na pudełkowej scenie. "Requiem dla ikony" to zwierzenia Jacqueline Kennedy, którą do prowokuje fotograf Ron ( (postać autentyczna). A "Voyager" odwołuje się do misji stacji "Voyager 1", która wyniosła w kosmos fotografie życia na Ziemi. I się okazało, że nawet wszechświat można przedstawić w zwykłym teatrze.

Nowa opera interesuje się współczesnością, czego przykładem jest też "Solarize" Marcina Stańczyka z ubiegłorocznego "Projektu P". Nie znaczy to, że ma o niej coś ważnego do powiedzenia. Teksty uciekają w poetycką refleksję, intelektualne uogólnienie i każdy z utworów jest przytłoczony nadmiarem słów.

Grzechem najważniejszym jest brak wyczucia teatralnej formy. Młodzi odrzucają stre wzorce, ale własnych dopiero szukają. I często błądzą. Przyszli do Opery Narodowejze swoją muzyką, bo w niej czują się pewniej. I to ona pozostanie w pamięci - wielobarwna u Głowickiej, która w "Requiem dla ikony" na nowo zinterpretowała reguły mszy żałobnej; rozbuchana, ale utrzymana w ryzach w "Voyagerze" Kupczka.

Ten wieczór "Projektu P" wykreował nie reżyser Michał Borczuch, ale dyrygent Bassem Akiki z grupą muzyków i chórzystów Opery Narodowej, a także wykonawcy głównych ról: Patrycja Krzeszowska-Kubit (Jackie) i utalentowany kontratenor Michał Sławecki (Rysa w Voyagerze).

Swoiste podsumowanie "Projektu P" dała dyrekcja teatru, zaplanowawszy w tym samym czasie premierę "Powder Her Face". Brytyjczyk Thomas Ades gdy ją komponował w 1995 roku miał 25 lat. I pokazał, że własny teatr można kreować w każdym wieku.



Jacek Marczyński