Opera Narodowa 70. rocznicę śmierci Karola Szymanowskiego uczciła premierą trzech choreograficznych wizji kompozycji: III Symfonii, Stabat Mater i "Harnasiów". Trzy nie oddalone od siebie utwory, a trzy zupełnie odmienne wyobrażenia sceniczne.
Blisko epoki, w jakiej powstała muzyka, swoją pracę stworzył Emil Wesołowski: jego "Harnasie" nawiązują do lat 30 ubiegłego wieku (również świetną scenografią Pawła Grabarczyka), ale w estetyce ruchu ograniczają się jedynie do demiklasycznego "przełamania" tańca ludowego. Monotonia zakrada się nieubłaganie. W tej sytuacji największą przyjemność daje wspaniale tańczący Sławomir Woźniak.
Kto nie znał wcześniejszych prac Jacka Przybyłowicza, mógł widzieć w nim nadzieję polskiej choreografii. A kto znał, upewnił się tylko, że jego interpretacja III Symfonii "Pieśni o nocy" była konsekwencją pięknej twórczej drogi, jaką artysta kroczy od kilku lat. Symbolika, naturalność, organiczność ruchu, płynność i łączenie technik contemporary z modern to wyróżniki cechujące język Przybyłowicza. I choć wydaje się, że czasem choreograf zagląda do pracowni innych, zawsze są to twórcy wybitni. I w tym gronie niebawem dostrzegać będziemy Przybyłowicza.
Na choreograficznym Parnasie zasiedziała się Ewa Wycichowska. Artystka na co dzień niechodząca w laurowych wieńcach, nieustannie twórczo poszukująca, tym razem przypomniała własną realizację Stabat Mater sprzed ponad 20 lat (premiera w łódzkim Teatrze Wielkim). Entuzjazm publiczności, zafascynowanej wysublimowaną wrażliwością i estetyką ruchu modern oraz poruszającą opowieścią wyrażony został ogromną owacją.
Wielkie brawa należą się również dobrze śpiewającemu chórowi, i starannie grającej orkiestrze, którą - odniosłem wrażenie - chwilami Kazimierz Kord pozbawiał blasku, technikę przedkładając nad natchnienie. Ale i tak wieczór gorąco polecam.
Michał Lenarciński
|