Premiera spektaklu dla dzieci "W krainie czarodziejskiego fletu" to pierwszy autentyczny sukces nowej dyrekcji Opery Narodowej. Reżyserka Renata Redo-Dobber nie ma złudzeń, że pracuje dla dzieci wychowanych na filmach animowanych i grach komputerowych, uzależnionych od ciągłej akcji, i daje najmłodszym widzom to, do czego są przyzwyczajeni.
Jednocześnie funduje im nienachalną lekcję wiedzy o operze. Z ilustrowanego fragmentami muzycznymi monologu Papageno maluchy dowiadują się, że opera jest jak pudełko czekoladek (to główny element pomysłowej scenografii Zofii de Ines),zawiera w sobie wszystkie sztuki, opowiada i przekazuje emocje za pomocą muzyki. Ta część obfituje w wiele gagów rodem z kreskówek - książę Tamino jest nie tyle romantyczny co komiczny, Papageno naśladuje ruchy raperów, a księżniczka Pamina podskakuje na batucie.
Trudno poza tym wypowiadać się w kategoriach czysto muzycznych o tym przedstawieniu, gdzie z partytury tworzy się katalog kilku najpiękniejszych arii i duetów, a dyrygent - Tadeusz Wicherek - ma równie wiele do mówienia co do dyrygowania. Soliści dość dobrze wypadli w swoich rolach, także w większej części mówionych, co było prawdziwym wyzwaniem.
Jako Papageno - wystąpił Robert Gierlach, świetnie zaprezentowała się Aleksandra Buczek (Królowa Nocy) i Remigiusz Łukomski (Sarastro).Adamowi Zdunikowskiemu (Tamino) i Katarzynie Trylnik (Pamina) zabrakło głosu, ale wyrównali to sceniczną charyzmą.
Sądzić należy, że "W krainie czarodziejskiego fletu" jako świetny pomysł na pierwszy kontakt dziecka z operą pozostanie na długo w repertuarze Teatru Wielkiego, bo już cieszy się olbrzymim zainteresowaniem publiczności.
Katarzyna K. Gardzina
|