7 I 2006 r.



Moralność pod czujną strażą



Muzyka: Premiera opery Berga w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego


            Druga polska inscenizacja arcydzieła muzycznego ekspresjonizmu – „Wozzecka” Berga –przenosi nas w sam środek dyskusji o moralności. Rozgorzałej i w Polsce, i wokół premiery.

Opera Albana Berga to efekt jednego z najbardziej niezwykłych spotkań z kręgu literatury i muzyki. Sztuka XIX-wiecznego poety i dramaturga Georga Büchnera wywarła tak silny wpływ na młodego XX-wiecznego kompozytora, że stworzył dzieło równie prekursorskie, jak jego literacki pierwowzór.

Historia biednego fryzjera wojskowego, który morduje swą konkubinę, w reżyserii kontrowersyjnego twórcy – Krzysztofa Warlikowskiego – trafniej oddaje naszą rzeczywistość niż niejedna relacja z Sejmu.

Przedpremierowy sąd

Po prapremierze „Wozzecka” w Berlinie, od której minęło już 80 lat, recenzenci pisali, że wychodzili nie jak z teatru, ale jak z domu wariatów. Premiera w Pradze w 1926 r. wywołała nacjonalistyczne demonstracje. Druga polska inscenizacja (pierwszą przygotował w 1984 r. Marek Grzesiński) na długo przed premierą wywołała prawdziwą burzę medialną.

Po tym, jak odtwórca głównej roli, holenderski śpiewak Mateo de Monti, w scenie u doktora zaimprowizował w czasie próby scenę rozbieraną, podniosły się głosy czujnych wciąż w Polsce strażników moralności. Mimo że reżyser pomysłu solisty nie zaakceptował, machina poszła w ruch.

Najgłośniej krzyczeli ci, którzy o spektaklu wiele nie wiedzieli, a nawet go nie widzieli. Kuriozum była czwartkowa miażdżąca recenzja premiery w „Naszym Dzienniku” (od poniedziałku lobbującego przeciw kontaktom dzieci z nagimi osobnikami), która ukazała się... przed samą premierą.

Etyka dla bogatych

Obecnym na premierze przedstawicielom LPR, bardziej niż odzienie bohatera, z pewnością dała do myślenia już pierwsza scena opery Berga. W kontekście przedpremierowych wydarzeń nabrała bowiem nowych znaczeń.

Oto Wozzeck żyje w nielegalnym związku z Marie i ma nieślubne dziecko, w dodatku nieochrzczone. Dyskusja z naśmiewającym się z niego Kapitanem ukazuje hipokryzję społeczeństwa, w którym przyszło mu żyć. Ubogiego wojskowego golibrodę nie stać ani na ślub, ani na chrzest. Nie stać go więc i na moralność. Łączy się to z odrzuceniem i obyczajowym ostracyzmem.

Akt drugi przynosi rozwinięcie dramatu. Wozzeck znajduje u kochanki kolczyki, które dał jej Tamburmajor. Kapitan żartuje z niewierności wybranki Wozzecka, którego coraz częściej nękają obłąkańcze wizje. To one doprowadzą go do morderstwa. Warlikowski, znany ze scenicznych prowokacji i twórczego „grzebania w duszy”, tym razem powrócił do teatru czystego. Tego, w którym słowo ma swój ciężar. Od początku ścisły związek muzyki, teatru i emocji podkreśla tekstem wyświetlanym na tyle sceny.

Odarci z masek

Nie szokuje i nie drażni widza. Wciąga go w zdeformowany i ponury świat tytułowego bohatera. Świat, w którym kolor jest wyjątkiem – wiąże się z postaciami. Marie nosi czerwoną sukienkę, emanuje seksualnością. Dzieci podczas kinderbalu mają niewinnie różowe sukienki. Świat tak pełen różnorodnych emocji, jak określająca go sugestywna muzyka Berga. Wyrastająca z sytuacji dziwnych – psychicznych dewiacji, zbrodniczych namiętności, drapieżnej groteski z perwersyjną nutą, ostrego szyderstwa. Bogactwo form i stylów idealnie podreślił dyrygent Jacek Kaspszyk. Tego samego nie można powiedzieć o odtwórcy głównej partii. De Monti braki głosowe pokrywał niezłym aktorstwem. Dobry wokalny poziom przedstawienie zawdzięcza więc głównie Wioletcie Chodowicz (Marie), Pawłowi Wunderowi (Kapitan) oraz Annie Lubańskiej (Margret).

Ale najważniejsze, że widz oglądający dramat Wozzecka według Warlikowskiego ma szansę znaleźć się w sytuacji ekstremalnej. Przekonać się, że wtedy uruchamiają się w człowieku najbardziej pierwotne instynkty. A w takich momentach nie ma miejsca na fałszywą moralność.






    strona główna     recenzje premier