<
Paweł Szymański
Qudsja Zaher
>




20 kwietnia 2013, sobota, godz. 19.00-21.00 (Sala Moniuszki) .


Opera w dwóch aktach z prologiem

Libretto: Maciej J. Drygas
Planowana data premiery: 18 czerwca 2010
Prapremiera: Teatr Wielki - Opera Narodowa, 20 kwietnia 2013
Oryginalna polska wersja językowa z angielskimi napisami

czas trwania spektaklu ok. 2 godz. bez przerwy


Dyrygent: Wojciech Michniewski
Reżyseria: Eimuntas Nekrošius
Scenografia: Marius Nekrošius
Kostiumy: Nadežda Gultiajeva
Przygotowanie chóru: Bogdan Gola
Reżyseria świateł: Audrias Jankauskas


recenzje



















program
Obsada:
Qudsja Zaher   -
Nauczyciel (aktor)   -
Przewoźnik   -
Olga Pasiecznik, Katarzyna Trylnik
Andrzej Niemirski
Damian Konieczek


Chór i Orkiestra Teatru Wielkiego - Opery Narodowej

STRESZCZENIE

Prolog


Czterech mężczyzn wyciąga na środek sceny dywan, układa kamienie, wnosi coś zawiniętego w białe płótno. Mężczyźni biorą do rąk kamienie, płótno delikatnie się porusza, odstania kobiecą sylwetkę. Zaczynają rzucać kamieniami. Kobieta krzyczy. U wybrzeży Europy dryfuje statek z uchodźcami, którego nie chce wpuścić do portu żaden kraj. Brakuje słodkiej wody i żywności. Nagle z burty statku z desperackim krzykiem rzuca się do wody młoda Afganka - Qudsja Zaher.


Akt I


Scena 1

Qudsja opada na dno morza. Wokół niej zbierają się Topielcy. Są podekscytowani, zupełnie jakby gdzieś w mroku przeczuwali jej obecność. Wyciągają przed siebie ręce i palcami próbują zbadać dno morskie. Szepczą, nawołują się. Ich błądzenie zostaje przerwane przybyciem okrętu Przewoźnika. Topielcy muszą zapłacić, żeby wejść na pokład i popłynąć z nim do Krainy Mgieł. Qudsja obserwuje zdesperowany tłum, który usiłuje sforsować zaporę z liny ustawioną przez Przewoźnika. Topielców jest coraz więcej przepychają się, biją, krzyczą. Padają setki słów.
W Krainie Mgieł słów już nie będzie, straciły znaczenie, „napęczniały wodą", „rozmyły się", „wyschły jak meduzy wyrzucone na brzeg". Nikt nie będzie śpiewał pieśni, ani czytał ksiąg. Tam nikt już niczego nie pamięta. Jest tylko jedno słowo: „śmierć". W Krainie Mgieł nikt nie dba o pamięć, nie śpiewa pieśni, nie opowiada historii. I tak przez stulecia.
Na dno morskie przybywa Nauczyciel, za nim podążają uczniowie, pięćdziesięcioosobowy Chór Chłopców Szkoły Lögsögumadrów. Nie są to zwykłe dzieci, to mali strażnicy pamięci. W ich głowach muszą się pomieścić dzieje świata. Chłopcy, na wezwanie Nauczyciela, przywołują historie sprzed wieków, w których niejeden rozpoznaje swój własny los.

Scena 2

Topielce znajdują Qudsję. Nie wiadomo, czy chcą jej pomóc, czy wręcz przeciwnie, przybić ją kamieniami do dna morskiego, tak, żeby musiała tam zostać na zawsze. Przewoźnik zabiera tych, którzy zapłacili za przejazd, zaś reszta Topielców, wśród nich Qudsja, zaczyna szukać monet w piasku.

Scena 3

Chór Chłopców Szkoły Lögsögumadrów skanduje opowieść o Agnes z Danemor, kobiecie, która zestarzała, się myśląc, że jej ukochany porzucił ją na ślubnym kobiercu. Przeklęła mężczyznę i tę miłość. Niestety dopiero jako staruszka dowiedziała się o tym, że młodzian ją kochał, jednak śmierć przeszkodziła mu stanąć z nią przed ołtarzem. „A teraz gładziła trupa po głowie i prosiła o przebaczenie...". Na scenie pojawia się portret Agnes i trup młodzieńca, chłopcy płaczą.
Nauczyciel i Qudsja stoją nad taflą wody i rzucają kaczki. W trakcie zabawy Nauczyciel rozpoznaje w niej kobietę, która żyła tysiąc lat wcześniej - Astrid. Astrid uciekała, podobnie jak Qudsja. Uciekając, dotarła do bram Jumnety, miasta, które właśnie obchodziło święto płodności. Astrid waliła we wrota, błagała, żeby ją wpuszczono. Niestety mieszkańcy zamknęli przed nią bramy i ją przegonili.
Chór opowiada historię Astrid, córki Olmoda, syna Thorolfa Olafsona i Ganhildy. Poznajemy ją od momentu narodzin, aż do dramatycznego momentu, kiedy zdecydowała się zabić własne dziecko.

Scena 4

Qudsja-Astrid modli się do bogów. Jej słowa przypominają lament. Gromadzą się wokół niej inni uciekinierzy. Dołączają się do modlitwy. Staje się cud. Na dnie morza zakwita gałąź.


Akt II


Scena 1

Chłopcy kopią fale. Nauczyciel wchodzi, nikt go nie zauważa. Dopiero po pewnym czasie ruch ustaje. Wszystko wraca do porządku. Chłopcy siadają w równych odstępach i na nauczycielski znak frusty zaczynają kolejną opowieść. Tym razem o tym, jak odtrącona przez wszystkich Astrid popełniła samobójstwo. Przeklęła ziemię i życie, „Bogowie przekleństwo Astrid usłyszeli...".
Chłopcom zaczyna lecieć krew z nosa. Wychodzą, nauczyciel sprząta za nimi ślady krwi, zaś w murach Jumnety trwa zabawa z okazji święta płodności. Wszystko to obserwuje Astrid, chce wejść do miasta, nie zostaje jednak wpuszczona. Astrid wchodzi na burtę i rzuca się do morza. Opadając na dno, krzyczy: „Bądź pozdrowiona, śmierci". Z daleka obserwują to chłopcy.

Scena 2

Chór Chłopców rusza w naszym kierunku. W miarę tego, jak się zbliżają, widzimy, że się zmienili, idą w szyku, są wyprostowani, uzbrojeni w sznurki.
Tym razem opowiadają o tym, jak wokół pewnego miasta zaczęły się dziać rzeczy dziwne. Z morza wyławiano przedmioty, które nie powinny się tam znajdować, złote pierścienie, monety. W ziemi rolnicy natrafili na coś, co przypominało ludzką żuchwę.
Opowiadają o nurku, który zszedł na dno i znalazł zatopione miasto i który czyniąc to drugi raz, już nie wrócił. O profesorze-archeologu, który kopał w ziemi i znalazł szkielety ludzi, których śmierć zabrała niespodzianie, pośród zabawy, dzieci pochowanych za życia, splecione szkielety zakochanych. Setki kości, których niesposób ich zliczyć.
„Bogowie przekleństwo Astrid usłyszeli...". Jumneta, która kiedyś odmówiła otwarcia swych bram, teraz zalana morską wodą, pobłyskiwała rybimi łuskami mieniącymi się wśród białych, wyszlifowanych przez morski piasek kości.

Scena 3

Uciekinierzy są zmęczeni wiecznym przeszkiwaniem morskiego dna. Kiedy przyjeżdża Przewoźnik, a nad głowami tłumu pojawiają się cztery silniki jego łodzi, podchodzą blisko, chcą żeby ich zabrał. Wsuwają mu się między ręce. Walczą ze wszystkich sił. Wiedzą, że szybko nie wróci. Dochodzi do szarpaniny, duszą się, krzyczą, padają setki słów.
Każde zło ma początek w słowach. „Czy kto słyszał, by śledzie trwoniły czas na wojny albo flądry zabijały dla złota?".
Qudsja przekonuje Przewoźnika, że tysiąc lat temu, jako Astrid, już zapłaciła za podróż do Krainy Mgieł. Nauczyciel i Chór Chłopców przychodzą zaświadczyć w imieniu Qudsji-Astrid. Przewoźnik nie chce słuchać, każe wsiadać Qudsji do swojej łodzi.
Qudsja odpływając, prosi, żeby o niej zapomnieć, żeby wyrzucić z pamięci jej żałosny los.
Trwa burza. Qudsja walczy, jest szalona. Nauczyciel próbuje ją uspokoić. Ona nie chce. Znowu wchodzi czterech mężczyzn, znowu wnoszą kamienie. Rozpoczyna się powtórne kamieniowanie. Qudsja oddala się na falach, za którąś z nich znika.


Epilog


Odgłosy burzy ustają. Słychać tylko delikatne kapanie wody. Skądś, nie wiadomo skąd, dobiega echo głosów Chóru Chłopców. Śpiewają Psalm 68.
„Salvum me fac Deus quoniam intraverunt aque usque ad animam meam infixus sum in limum profundi et non est substantia veni in altitudines maris et tempestas demersit me".
Z boku przygląda się temu wszystkiemu Nauczyciel. Patrzy uważnie, może za tysiąc lat będzie musiał opowiedzieć tę historię komuś, kto będzie potrzebował jej usłyszeć.
„Cały czas słychać cieknącą i kapiącą wodę. Zapala się oznakowanie wyjść awaryjnych. Publiczność opuszcza salę. Wszędzie jest woda - nie sposób wyjść z teatru suchą nogą.".



Lewą półkulą mózgu rządzi ponoć logika, prawą – emocje i intuicja. Qudsja Zaher Pawła Szymańskiego przemawia właśnie do naszych prawych połów. Jest bowiem pierwszą polską operą eschatologiczną, o akcji pośmiertnej. Koncept godny Śpiewu młodzianków w piecu ognistym Stockhausena. Lecz libretto Macieja J. Drygasa maluje zaświaty podwodne, przystań zapomnianych topielców. W takim to limbie, przeszywanym atonalnym szlochem zmarłych i twardymi recytatywami dziecięcych strażników pamięci, na obietnicę wieczności czeka Afganka Qudsja, która ofiarowała życie za grupę uchodźców. Ale nim jej dostąpi, odkryje swój los w dziejach niewiasty z plemienia Wikingów sprzed tysiąca lat. Bo czas odbiera ofiarom okrucieństw historii nawet tożsamość, zmienia je w cienie, w bezimienny, łkający chór. I tylko muzyka zdolna jest ich opłakać.