szwarcman/
  blog.polityka.pl
  26.06.2014



i n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o ri n f o c h o r



Morskie opowieści


Muzyka płynie i rozlewa się szeroko jak morze. Tego można było się spodziewać po Eugeniuszu Knapiku. To dzieło o tak męskich sprawach zrealizowały scenicznie, co ciekawe, dwie kobiety: Barbara Wysocka (reżyserka) i Barbara Hanicka (scenograf).

    Stworzyły sugestywny obraz śmiało wykorzystujący ogromną przestrzeń sceniczną Sali im. Moniuszki (co każe się zastanawiać, czy tę realizację dałoby się przenieść na inne sceny). Ogromny, obły kształt, który jest aluzją do okrętu, ale jednocześnie kojarzy się z obłym cielskiem wieloryba, obraca się ze sceną obrotową i ukazuje wnętrze; tam jest prawie cały czas chór, który ma w tym utworze wyjątkowo dużą i odpowiedzialną rolę (brawa dla jego szefa Bogdana Goli; dla dyrygenta Gabriela Chmury zresztą też). To właściwie bardziej kantata niż opera – akcji prawie nie ma, bardzo wolno się rozwija; w III akcie tylko nieco przyspiesza. Muzyka potężna, głęboko osadzona w tradycji, słychać Brittena, ale i Wagnera, Szymanowskiego, ale i Lutosławskiego (są też dwa cytaty z Już się zmierzcha Wacława z Szamotuł – zapewne hołd dla pedagoga Knapika, Henryka Mikołaja Góreckiego, ale w przeciwieństwie do zastosowań, jakie z niego robił profesor, stosunkowo mało zniekształcone). Jest jednak bardzo spójna i brzmi smacznie – Knapik jest wspaniałym fachowcem instrumentacji. Z głosami jest bardzo różnie – początkowy narrator, Izmael, ma tak wysoko napisaną partię, że się dusi. Parę głosów satysfakcjonuje bardziej, parę mniej.

Z inscenizacji: są sceny krwawe z mordowania wieloryba (w akcie II – w formie filmu, w akcie III pojawia się bliżej nieokreślony, wiszący duży kształt zamordowanego zwierza, a przestrzeń spływa „filmową” krwią), które co wrażliwszych mogą bulwersować. Jedno mam duże zastrzeżenie: końcówka właściwie się rozpływa, para idzie w gwizdek, nie ma ani zatonięcia okrętu, ani jakiegoś wyrazistego zakończenia.

Jednak zdecydowanie warto zajść na ten spektakl. Tym bardziej, że nie wiadomo, kiedy znów będzie grany. W przyszłym sezonie – na pewno nie.

PS. W dzisiejszym wywiadzie w "Gazecie Stołecznej" Barbara Wysocka opowiada, że Opera Bawarska zaproponowała jej wystawienie albo Łucji z Lamermoor, albo Peleasa i Melizandy. Wybrała to pierwsze – nie spodziewałabym się… Będzie to więc jej pierwsza realizacja w dziedzinie belcanta.



Dorota Szwarcman